piątek, 31 grudnia 2010

Sylwestrowo.

Dziś gdy wszyscy świętują, ja cierpię. Mam tego dość. Tej samotności, tej nudy i patrzenia lub słuchania jak inni się świetnie bawią. Rzygać mi się chcę tym wszystkim. Wróciłem z Polski B do mojej (cenzura) wsi, gdzie znam de facto 1 osobę. A teraz za kilka dni muszę wrócić na moją "kochaną" uczelnię, której mam dość już po tych 3 miesiącach. No i oczywiście zbliża się czas zaliczeń, a ja wszystko zacząłem, ale jeszcze niczego nie skończyłem. Gdy myślę o kilku równie "kochanych" ćwiczeniowcach to aż żałuję, że czas tortur się skończył. Warto wspomnieć jeszcze o kolejnym Big Teście 15 stycznia... I jak to wszystko ogarnąć?

Niestety tracę nadzieję na normalne życie.

De profundis clamo...

wtorek, 28 grudnia 2010

Moje zdanie w sprawie nadużyć seksualnych.

Dużo zostało już powiedziane w tym temacie. Popłynęło wiele słów krytyki, a także podziękowań w ciągu tego roku dla Benedykta XVI za jego działania w naprawieniu tej wielkiej rany Kościoła. Ja się nie wypowiedziałem aż do tej pory, gdyż dla mnie ta sprawa budziła potrójny niesmak i oburzenie, jednakże dziś, oglądając film na romereports.com w którym na 2 pozycji w najważniejszych wydarzeń tego roku umieszczone zostało "szukanie rozwiązań" sprawy nadużyć seksualnych popełnianych przez księży.

Po pierwsze, moje oburzenie zostało spowodowane tragicznym stanem kapłaństwa. Niewiarygodne jest, że tak wiele osób zagubiło całkowicie świadomość, nawet nie tyle kim jest kapłan, ale kim jest człowiek.

Po drugie, całą sytuacje wykorzystali ludzie pragnący mieć kobiety "na legalu" zamiast kryć je po kątach i zaczęto idiotyczną dyskusję o konieczności zniesienia celibatu. Czy to celibat był winny temu, że księża molestowali, w przeważającej większości, chłopców? Przecież gdyby chodziło o normalne rozładowanie napięcia seksualnego, poszliby do prostytutki. Ale kto by się przejmował tym "niuansem"...

Po trzecie, co ma bezpośredni związek z materiałem autorstwa romereports.com, moją niezwykłą irytację wzbudza niemoc Ojca Świętego. Doskonale rozumiem, że po 40 latach samowolki hierarchów wprowadzenie dyscypliny wymaga kilku(nastu) lat, ale nie widzę powodów, żeby szukać nowych sposobów rozwiązania problemu. Istnieją one od dawna, a nazywają się suspensa i ekskomunika. Warto byłoby przypomnieć wiernym, że papież to nie tylko dobrotliwy Ojciec, który chwali, ale to także Pasterz, który dzierży w swym ręku pastorał - laskę, która przypomina o tym, że Jego nieodłącznym zadaniem jest karcić wrogie, nieposłuszne owce i przepędzać wilki.

Módlmy się za Ojca Świętego o odwagę w podejmowaniu stanowczych decyzji a także o posłusznych kapłanów, których Kościół szczególnie teraz potrzebuje.

piątek, 24 grudnia 2010

Puer natus est.

Lux in tenebris lucet. (J 1,5)
Benedicat vobis Christus, Verbum, qui caro factum est, diebus omnibus vestrae vitae.
Deus de Deo, Lumen de Lumine, Deus verus de Deo vero descendit de caelis per nostram saltutatem!
Gloria in excelsis Deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis!

Życzę wszystkim wielu łask Nowonarodzonego na każdą nanosekundę życia.

Mój świąteczny pesymizm.

Dzisiaj, w Wigilię, zamiast cieszyć się, popadam w coraz to gorszy humor. W radiu słyszałem, że polska ambasada w Londynie wyśle kartki bez żadnych świątecznych ornamentów, gdyż "w Polsce mieszka wiele osób różnych wyznań". Kolejni ludzie ulegli "politycznej poprawności". Czytając biografię Arcybiskupa ciągle myślę o misjach katolickich i tym co się dzieje na terenach misyjnych. Myśląc o rosnących wpływach islamu mam przed oczami urywek TVNowskiego programu, w którym po kryjomu promowano islam. Na dodatek heretyk abp Zolltisch, który zanegował Ofiarę krzyżową Jezusa  twierdząc, że nie jest ona faktem, a jedynie historią mającą na celu pocieszenie ludzi (więcej na: http://gloria.tv/?media=25210 - angielski) nadal jest przewodniczącym Episkopatu Niemiec. Co więcej patrząc na podsumowanie roku na wiara.pl przeczytałem o dokumencie Omnium in mentem. Mnie się kiedyś ledwo obiło o uszy że takie coś istnieje, a wielu ludzi pewnie w ogóle o nim nie wie. Oczywiście nie jest to jakiś niesamowicie ważny dokument Papieża, ale sam fakt, że niewielu o nim wie świadczy o tym, że promocja dokumentów papieskich leży i kwiczy... I pomyśleć, że w 1937r. encyklikę papieża Piusa XI Mit brennender Sorge potajemnie wwożono do Rzeszy i odczytywano we wszystkich kościołach...

W najbliższych dniach opublikuję moje tłumaczenie Omnium in mentem, gdyż jeszcze nie ma polskiej wersji tego tekstu. Będę także publikował teksty papieskie lub podawał odsyłacze do nich.

środa, 22 grudnia 2010

Stirner - pan XXI w.

Max Stirner żył w I poł. XIXw. Nie jest tak znany jak Nietzsche, aczkolwiek gdyby się kiedykolwiek spotkali, to na pewno znaleźliby wspólny język. Zainteresowałem się nim i jego kontrowersyjnymi poglądami podczas omawiania Zbrodni i kary F. Dostojewskiego, gdyż echa owej filozofii są obecne w działaniach głównego bohatera - Rodiona Raskolnikowa. Oczywiście, jak wielu filozofów XIX wieku, był on ateistą. Jest często nazywany ojcem anarchizmu. Co więcej, i to zainteresowało mnie najbardziej, głosił fałszywość i bezsens wszelkich religii i systemów moralnych oraz stworzył pojęcie tzw. "związku egoistów". Zajmę się obydwoma tymi aspektami.

Po pierwsze, wg Stirnera wszelkie wyrzuty sumienia spowodowane moralnymi pobudkami są rzeczą niedorzeczną. Nie ma dobra i zła, jest tylko zwycięstwo lub porażka i tylko w przypadku klęski nasze wyrzuty są usprawiedliwione. Czy więc możemy w świetle poglądów Stirnera zadręczać się z powodu zabójstwa, kradzieży, czy gwałtu, gdy taki przyjmujemy sobie cel? Nie, chyba że przez nasze ułomności (takie jak na przykład wrażliwość, współczucie, czy po prostu szacunek do drugiej osoby) nie potrafilibyśmy owego celu osiągnąć. Ten pogląd obrazuje bardzo dobrze stosunek Filozofa do wszelkiego ustalonego porządku (nie ważne, czy Bożego, czy też czysto ludzkiego). Każda instytucja, nie ważne czy Kościół, czy państwo, stawia ograniczenia, które osłabiają wolną wolę człowieka i utrudniają dążenie do swoich celów, a więc są czymś wrogim. A gdy coś jest wrogie, należy się tego pozbyć.

Drugim aspektem, który chciałbym omówić, a który niewątpliwie łączy się z pierwszym jest "związek egoistów". To pojęcie zostało stworzone, aby zobrazować filozofię Stirnera dotyczącą relacji społecznych. Zestawił on dwa pojęcia, które się wręcz wykluczają: "związek" i "egoistę". Pierwsze, jakby się mogło wydawać, wyklucza całkowity egoizm, gdyż, aby się związać w jakikolwiek sposób z człowiekiem musimy pójść w pewnych kwestiach na kompromis. Bycie egoistą natomiast oznacza niechęć do jakichkolwiek kompromisów. Jak pogodził to Stirner? Bardzo prosto. Stwierdził, że ludzie powinni wchodzić w relacje z innymi tylko dla własnych korzyści, a gdy uznają, iż dany związek nie przynosi im więcej szeroko pojętego zysku, powinni go rozwiązać bez żadnych konsekwencji.

To wszystko tworzy wizję świata bardzo zimnego, pozbawionego emocji, bez zasad. Dlaczego piszę o tym ponad 150 lat od śmierci Maxa Stirnera, ojca anarchizmu? Nawet nie dlatego, że jego poglądy są nadal bardzo żywe w niektórych kręgach. Piszę to, gdyż jego wizja świata się ziszcza. Widać to zwłaszcza w życiu rodzinnym. Rozwody stają się coraz bardziej powszechne, coraz więcej jest półsierot. Ludzie szukają tylko własnych przyjemności. I wpływa to także na mnie. Przestałem wierzyć w prawdziwą miłość "po grób".

Tak Filozofie, dokonałeś tego. Kolejna osoba zwątpiła w istnienie tego uczucia. Zwątpiła, że jest ktoś, która może ją pokochać aż do końca i trwać bez względu na okoliczności. Tym razem tą osobą jestem ja. Oczywiście widzę ludzi zakochanych, szalejących za sobą i nie mogę zaprzeczyć, że coś ich do siebie ciągnie. Jednakże jestem przekonany, że 99% tych ludzi się rozejdzie po kilku latach, jeśli nie miesiącach. Nie potrafię uwierzyć, że trafię na kobietę, z którą będziemy cząstką tego 1%, że nie zdradzi mnie ani razu przez całe życie i wątpię że zdołam swoje przekonanie zmienić...

Sic transit fides hominis...

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Homo vero insula separata est.

Człowiek prawdziwie jest samotną wyspą. To zdanie streszcza moje doświadczenia z ostatnich kilku lat. Mam dość życia w wirtualnej rzeczywistości i naprawdę nie mogę pojąć ludzi, którzy dobrowolnie wybierają ten sposób "życia". Ja od około 2 lat próbuję znaleźć ludzi, którzy będą blisko i którzy mnie zrozumieją. Owszem, znam osoby, z którymi mam kontakt bardzo dobry, ale kilkadziesiąt lub nawet kilkaset kilometrów ode mnie. Mam tego dość. Moja samotność przysparza mi niesamowitego bólu i, co najgorsze, ja nie mogę nic z tym zrobić. Przez tę przeklętą samotność zacząłem nawet tracić Wiarę... Człowiek jest z natury istotą społeczną, jest to jego stan naturalny, dlatego gdy ktoś jest z jakiegoś społeczeństwa wykluczany (np jest wyśmiewany w klasie i opuszczony przez nią), to cierpi niesamowicie i to cierpienie często prowadzi do samobójstwa. Ja na pewno nie popełnię tego czynu, ale wiem, że coś się musi zmienić.

Żyję nadzieją, że kiedyś, pewnego dnia zacznę żyć...




Rada dla wszystkich szczęściarzy mających Przyjaciół blisko siebie:

Gaudete, quoniam mente non capitis, quantum felicitatem habete!

(Cieszcie się, albowiem nie pojmujecie jak wielkie macie szczęście!)

środa, 15 grudnia 2010

Strona warta polecenia.

Na stronie Nowego Ruchu Liturgicznego natknąłem się na film przedstawiający relację z wydania książki Kapłan katolicki: wizerunek Chrystusa na przestrzeni 1500 lat sztuki pochodzący ze strony
www.romereports.com
Są na niej prezentowane filmy z wydarzeń, o których nie słyszy się w mainstreamowych mediach. Polecam wszystkim, którzy chcą być na bieżąco z tym co się w Rzymie dzieje.
Strona może być wyświetlana w języku angielskim lub hiszpańskim.

czwartek, 2 grudnia 2010

Z serii: ważne cytaty.

I've noticed that everybody that is for abortion has already been born.

(Zauważyłem, że wszyscy Ci, którzy popierają aborcję zdążyli się urodzić)

 Ronald Reagan

środa, 1 grudnia 2010

Jan XXIII jakiego nie znacie.

28 października 1958r. Rzym i świat usłyszeli te słowa:
Annuntio vobis gaudium magnum: habemus Papam,
Eminentissimum ac reverendissimum Dominum,
Dominum Angelum
Sanctæ Romanæ Ecclesiæ Cardinalem Roncalli
Qui sibi nomen imposuit Joannis vicesimi tertii
Tak oto został wybrany kolejny, dwieście sześćdziesiąty pierwszy Biskup Rzymu.  Jest znany wielu osobom, nie tylko katolikom (np luteranie obchodzą dzień Jana XXIII - reformatora Kościoła). Jest oceniany zazwyczaj w dwojaki sposób:
1) Jako wspaniały papież, który odczytując znaki czasu zwołał Sobór Watykański II, co było przełomowym momentem w historii Kościoła, gdyż odnowiono wszystko, nastała nowa wiosna, ludzie zaczęli rozumieć liturgię itd.itp.
2) Jako zły papież (wg niektórych wręcz heretyk), który zwołując Sobór Watykański II doprowadził do kryzysu Kościoła, który widzimy dzisiaj.
Jasno widać, że Jego krótki, bo pięcioletni pontyfikat jest oceniany przez pryzmat Vaticanum II, co jest zrozumiałe i właściwe. Jednakże głupotą byłoby uważać, że dzisiejszy stan Kościoła, to Jego wina. Przede wszystkim Uśmiechnięty Papież, jak często jest nazywany, miał zupełnie inną wizję ostatniego soboru, która została niestety bardzo wypaczona: zwołał go w celach pastoralnych (=duszpasterskich), czyli po to, aby w nowy sposób, bardziej przystępny dla człowieka drugiej połowy XX w. Obiektem zainteresowań soboru miało być przede wszystkim wyrażenie w nowy sposób niezmiennych prawd wiary. Ingerencja w sferę doktrynalną miała się ograniczyć do ewentualnego pogłębienia niektórych treści, ale wszystko zgodnie z Tradycją Kościoła. Niestety papież zmarł wkrótce po rozpoczęciu Soboru Watykańskiego II, który z pastoralnego stał się "superdogmatycznym".
Na zakończenie chciałbym zaprezentować bardzo ciekawy dokument, prezentujący poglądy Papieża na temat łaciny.


KONSTYTUCJA APOSTOLSKA „O PODNIESIENIU STUDIUM JĘZYKA ŁACIŃSKIEGO” OJCA ŚWIĘTEGO JANA XXIII, PAPIEŻA Z OPATRZNOŚCI BOŻEJ - JAN BISKUP, SŁUGA SŁUG BOŻYCH NA WIECZNĄ RZECZY PAMIĄTKĘ

(L'Osservatore Romano Nr 4 z 24 lutego 1962 roku) *)

Mądrość starożytnych zawarta w pismach Greków i Rzymian, tudzież najwspanialsze pomniki nauki istniejących przed wiekami narodów musimy uważać za jakby jutrzenkę zwiastującą prawdę ewangeliczną, którą Syn Boży „Pan i nauczyciel łaski i prawdy, oświeciciel i przewodnik rodzaju ludzkiego” [1] ogłosił na tej ziemi. Ojcowie i Doktorzy Kościoła dostrzegli w tych najznakomitszych pamiątkach starożytnych czasów pewne przygotowanie dla dusz ludzkich do przyjęcia tych skarbów, które Jezus Chrystus „z nadejściem pełności czasów” [2] przekazał ludziom. Z tego to faktu jasno wynika, że w nowej rzeczywistości chrześcijańskiej nic nie zginęło, co powstało przed wiekami a było rozumne, sprawiedliwe, szlachetne i piękne.

Z tych też względów Kościół Święty otaczał najwyższą czcią pomniki mądrości, szczególnie języki greckie i łacińskie, które były jakby szatą starożytnej mądrości. Podobnie Kościół Święty skorzystał i z innych języków, które jaśniały w krajach Wschodu, zwłaszcza, gdy wiele wnosiły dla dobra ludzkości i kształtowania obyczajów; posługuje się nimi w obrzędach religijnych, przy tłumaczeniu Pisma świętego, a w niektórych krajach w chwili obecnej mają tę samą starożytną żywotność i tę samą moc obowiązującą.

Spośród starożytnych języków na czoło niewątpliwie wysuwa się ten, który najpierw rozwinął się w granicach Lacium, a stąd następnie tak bardzo przyczynił się do rozszerzenia imienia chrześcijańskiego na Zachodzie. Jak nie bez pomocy Bożej stało się to, że ten język zjednoczył w wielką wspólnotę narody pod władzą imperium rzymskiego, tak też stała się ta mowa językiem Stolicy Apostolskiej [3], a zachowana dla przyszłości związała różne narody Europy ścisłym węzłem jedności. Język łaciński z natury swojej był dostosowany do rozszerzania wśród różnych narodów każdego przejawu kultury ludzkiej: gdyż nie pobudzał do nienawiści, dla każdego narodu okazywał się łagodnym, nie sprzyjał żadnej ze stron, wreszcie dla wszystkich był drogi i przyjazny.

Nie można i tego nie doceniać, że język łaciński odznacza się jasnymi pojęciami i ścisłymi terminami, gdyż posiada „zwięzły, bogaty, rytmiczny sposób mówienia, pełen wzniosłości i piękna” [4], co jedynie prowadzi do jasności i pewności doktrynalnej. Z tych to przyczyn Stolica Święta zawsze okazywała troskę o staranne zachowanie języka łacińskiego i zawsze miała go w cenie, posługując się nim w wykonywaniu swego urzędu nauczycielskiego „jakby wspaniałą szatą zewnętrzną niebieskiej nauki i świętych prawd” [5] i jego też używali słudzy ołtarza. Duchowni mową Rzymian w łatwiejszy sposób mogą otrzymywać wiadomości Stolicy Apostolskiej i łatwiej się mogli porozumiewać między sobą.

Ten więc język, tak bardzo związany z życiem Kościoła „zdobyty był przez uczenie i posługiwanie się, nie tyle ze względu na wykształcenie czy literaturę, co ze względu na jego użyteczność religijną” [6]. Podkreślił to już niezapomnianej pamięci Nasz Poprzednik Pius XI, który idąc właściwą i rozsądną drogą w tej sprawie wskazał na trzy przymioty tego języka, tak dostosowanego do natury Kościoła: „Kościół, który rozciąga się na wszystkie narody i mający trwać aż do skończenia świata... z istoty swojej domaga się języka, który by był uniwersalny, niezmienny i szlachetny” [7]. Jeśli bowiem konieczną jest rzeczą, aby z Kościołem Rzymskim „zgadzały się wszystkie kościoły” [8] jakiegokolwiek obrządku, jakiejkolwiek narodowości i języka, gdyż właśnie nad wszystkimi i poszczególnymi kościołami jak i nad wszystkimi i pojedynczymi pasterzami i wiernymi” [9], to wydaje się rzeczą zupełnie odpowiednią, aby we wzajemnym porozumiewaniu się posługiwano się jakimś środkiem powszechnym i jednolitym, szczególnie między Stolicą Apostolską i kościołami obrządku łacińskiego.

Dlatego tak papieże, gdy chcą o czymś pouczyć narody katolickie jak i Urzędy Kurii Rzymskiej, jeśli załatwiają jakieś sprawy, lub sporządzają jakieś dekrety odnoszące się do wszystkich wiernych, zawsze posługują się nie innym jak tylko łacińskim językiem, aby w ten sposób usłyszany był matczyny głos przez niezliczone narody świata.

Wypada, aby Kościół posługiwał się nie tylko językiem powszechnym, ale także językiem odznaczającym się przymiotem niezmienności. Gdyby bowiem prawdy Kościoła katolickiego były podawane czy to w nielicznych, czy we wielu spośród zmieniających się współczesnych języków, które by pozostałych nie przewyższały swoją powagą, to staje się jasne, że treść tych prawd nie byłaby dostępna dla wszystkich ani w sposób dość ścisły, ani dość jasny, ze względu na różnorodność tych języków. Brak bowiem byłoby jakiejś stałej i wspólnej miary, z którą możnaby porównywać znaczenie wszystkich innych języków. Przecież w rzeczy samej, język łaciński przez długi czas chronił się przed różnymi naleciałościami, które życie codzienne zwykło było wprowadzać do słownictwa. Z tego względu trzeba ten język uznać za stały i niezmienny, gdyż nowe pojęcia, których domaga się postęp, tłumaczenie i obrona nauki chrześcijańskiej, już od dawna były ustalone i ugruntowane. Gdy wreszcie Kościół katolicki – jako że założony przez Chrystusa Pana – przewyższał od dawna swoją godnością wszystkie społeczności, to rzeczywiście głosił swoją sławę nie językiem potocznym, ale pełnego godności i majestatu.

Oprócz tego język łaciński „który możemy nazwać katolickim” [10], ponieważ został uświęcony ciągłym posługiwaniem się nim przez Stolicę Apostolską, wszystkich Kościołów matkę i nauczycielkę, ma być uważany za „skarbnice niezrównanej pomocy” [11] i za pewnego rodzaju bramę, przez którą każdy ma przystęp do prawd chrześcijańskich, już od wieków przyjętych [12], a także do wyjaśnienia pomników kościelnego nauczania. Język ten jest odpowiednim węzłem łączącym w sposób cudowny przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nie można poddawać wątpliwości, że mowa i znakomite pisma Rzymian prowadzi do rozwijania i wykształcenia zdolności młodzieńców, zwłaszcza, że wtedy dojrzewają i doskonalą się władze rozumu i duszy; wtedy wyrabia się zręczność umysłu i zdolność trafnego wydawania sądów; wtenczas umysł młodzieńca zaczyna odpowiednio pojmować i oceniać, w końcu opanowuje poprawność myślenia i mówienia.

Z rozważania powyższych rzeczy dobrze rozumiemy, dlaczego papieże często i wiele z taką godnością podkreślali nie tylko doniosłość i pierwszeństwo języka łacińskiego, ale dopatrując się niebezpieczeństw wynikających z jego zaniedbania, wskazywali duchownym diecezjalnym i duchownym zakonnym na konieczność uczenia i posługiwania się tym językiem.

Powodowani tymi samymi przyczynami co Nasi Poprzednicy i Synody prowincjonalne, My także z całą stanowczością dokładamy się, aby studium tego języka ustawicznie postępowało naprzód.

W obecnych bowiem czasach w licznych miejscach posługiwanie się mową Rzymian zaczyna być przedmiotem sporu, a nadto wielu chciałoby wiedzieć, jakie stanowisko w tej sprawie zajmuje Stolica Apostolska.

Z tego też względu przypominamy i postanawiamy odpowiednimi wskazówkami zawartymi w tym wielkiej wagi dokumencie strzec tego, aby w całej mocy był zachowany stary zwyczaj posługiwania się językiem łacińskim, a gdzieby już prawie zanikał, tam należy go w pełni na nowo przywrócić.

Zresztą, jakie jest właśnie w tej sprawie Nasze zdanie, już jak nam się wydaje dostatecznie określiliśmy, zwracając się do studiujących język łaciński tymi słowami: „Należy ubolewać nad tymi, a wielu jest takich, którzy bez miary pochłonięci niezwykłym postępem nauk odrzucają lub ograniczają studium języka łacińskiego i inne nauki tego rodzaju. Tą samą pobudzeni koniecznością sądzimy, że trzeba naprzód kroczyć inną drogą. Im bardziej zakorzeni się w duszy ludzkiej to, co odpowiada naturze i godności ludzkiej, tym bardziej będziemy się czuli zmuszeni zdobywać to, co duszę uszlachetnia i przyozdabia, by nieszczęśni ludzie nie stali się podobnie jak wytwarzane przez nich maszyny, zimne, szorstkie i pozbawione serdeczności” [11].

Co zauważywszy, a równocześnie do głębi zastanawiając się nad tymi sprawami z pełną powagą i świadomością Naszego obowiązku, postanawiamy i nakazujemy to, co następuje:

1. Biskupi i najwyżsi przełożeni zakonów niech przedsięwezmą odpowiednie starania, aby już to w swoich seminariach, już to w swoich szkołach, w których przygotowują się młodzieńcy do kapłaństwa, wszyscy gorliwie przestrzegali zarządzenie Stolicy Apostolskiej w tej sprawie i okazywali jak największe posłuszeństwo tymże Naszym postanowieniom.

2. Ci sami przełożeni niech dbają z ojcowską troskliwością o to, by ci, którzy są wykształceni w nowoczesnych naukach nie odważyli się na własną rękę występować przeciwko językowi łacińskiemu czy to w nauczaniu głównych przedmiotów kościelnych, czy to w liturgii, ani z uprzedzeniem nie pomniejszali lub mylnie nie interpretowali dotyczących tej sprawy rozporządzeń Stolicy Apostolskiej.

3. W jaki sposób alumni, zanim rozpoczną ścisłe studia kościelne, mają być wykształceni w języku łacińskim przed odpowiednich nauczycieli i w odpowiednim czasie stanowią przepisy Kodeksu Prawa Kanonicznego (1364) i przepisy Naszych Poprzedników: „w ten sposób, aby w chwili, gdy rozpoczną studium głównych przedmiotów kościelnych... nie okazało się, że na skutek niezrozumienia wykładów nie mogli zdobyć pełnej wiedzy, nie mówiąc o tym, że nie będą mogli uczestniczyć w dysputach, w których tak bardzo kształtuje się zdolność młodzieńców do obrony prawdy” [15]. Będzie się to także odnosić do tych, którzy w późnym wieku zostali powołani do służby Bożej i na skutek tego bardzo mało, lub wcale nie oddawali się naukom humanistycznym. Nikomu nie powinno się pozwolić na studium filozofii czy teologii katolickiej, jak długo nie wykaże się, ze jest w tym języku wykształcony i posiada zdolność posługiwania się nim.

4. Postanawiamy, że jeśli gdzieś na skutek dostosowania się do programu obowiązującego w szkołach świeckich w jakiś sposób troska o język łaciński byłaby pomniejszona ze szkodą dla istotnego i solidnego wykształcenia, tam należy nauczanie języka łacińskiego uzupełnić w wymaganym stopniu. Każdy bowiem winien być przekonany o tym, także i w tej sprawie, że sumiennie trzeba się troszczyć o program nauczania instytucji kształcących księży nie tylko odnośnie do liczby i rodzaju przedmiotów, ale także w stosunku do tego, co dotyczy czasu nauczania. Gdyby zaś ze względu na czas lub miejsce należało uwzględnić jakieś nowe przedmioty, wtedy dla tej przyczyny albo przedłuża się okres studiów, albo wykłada się je w krótszym okresie czasu, albo wreszcie naukę tychże przerzuca się na inny czas.

5. Główne przedmioty kościelne, jak to było już często nakazywane, mają być wykładane w języku łacińskim. Jak nas bowiem poucza doświadczenie wielu wieków, język ten był najstosowniejszy przy wyjaśnianiu w sposób odpowiedni i przejrzysty najtrudniejszych i najsubtelniejszych zagadnień. Język ten został od dawna wzbogacony właściwymi i stałymi terminami, dostosowanymi do zachowania nienaruszalności wiary katolickiej, a także w wysokim stopniu nadaje się do uniknięcia niepotrzebnej wielomówności. Dlatego ci, którzy czy to na uniwersytetach, czy to w seminariach wykładają wyżej wspomniane przedmioty, mają się posługiwać językiem łacińskim i książkami pisanymi w tym języku. Tych, którzy nie są w stanie zastosować się do tych przepisów Stolicy Świętej z powodu nieznajomości języka łacińskiego, czy też na skutek brak biegłości w nim, należy stopniowo zastąpić profesorami, którzy są do tego zdolni. Konieczną jest rzeczą, aby trudności wynikające już to ze strony profesorów, już to ze strony alumnów były pokonywane przy życzliwym poparciu profesorów a z wielką stanowczością biskupów i przełożonych.

6. Język łaciński jest żywym językiem Kościoła. Dla zaradzenia więc wzrastającej z dnia na dzień potrzebie nowego słownictwa, a także celem wzbogacenia go nowymi, stosownymi i odpowiednimi terminami, dla dorównania ogólnym wymaganiom, zgodnie z duchem języka łacińskiego – jak to stosowali święci Ojcowie i najwybitniejsi pisarze, zwani scholastykami – nakazujemy Kongregacji dla Seminariów i Uniwersytetów, aby powołała do życia Akademię Języka Łacińskiego. Szczególnym zadaniem tego Instytutu, w którym zgromadzą się uczeni ze wszystkich stron świata, znawcy języka łacińskiego i greckiego – będzie to, aby – nie inaczej, jak akademie poszczególnych państw, ustanowione dla podnoszenia poziomu języka swego narodu – podobnie dbał o należyty rozwój języka łacińskiego, o słownictwo łacińskie; jeśli będzie tego wymagał konieczność, uzupełni nowymi słowami z właściwym dla nich znaczeniem i odcieniem. Zadaniem Instytut będzie prowadzić studium nad rozwojem języka łacińskiego w poszczególnych wiekach, przede wszystkim chrześcijańskiego. Na tych studiach mają zdobyć głębszą znajomość łaciny dla właściwego i poprawnego posługiwania się nią w mowie i w piśmie ci, którzy będą wykładać język łaciński w seminariach, kolegiach, układać dekrety, wyroki, prowadzić korespondencję w Kongregacjach, w Kuriach Diecezjalnych, w Zakonach.

7. Język łaciński był bardzo związany z językiem greckim naturalnym pokrewieństwem i wpływem dawnych autorów. Z tego też względu, jak to często nakazywali Nasi Poprzednicy, zachodzi potrzeba, aby do niego przygotowywali się w szkołach typu niższego i średniego ci, którzy mają zamiar stać się sługami ołtarza. Chodzi o to, aby, gdy mianowicie rozpoczną wyższe studia, a w szczególności, gdyby chcieli osiągnąć stopnie akademickie z Pisma świętego, czy świętej Teologii, niech łatwość w dojściu i solidnym zrozumieniu, już nie filozofów greckich, których nazywać się zwykło scholastykami, ale przynajmniej oryginalnych kodeksów Pisma świętego, liturgii i świętych Ojców greckich.

8. Tejże samej Kongregacji polecamy, aby program nauczania języka łacińskiego przez wszystkich najdokładniej był zachowany. Okaże się, że ci, którzy będą się trzymać tego programu osiągną doskonałe poznanie i biegłość w tej mowie. Tego rodzaju program, jeśli rzecz tego będzie wymagać, mogą wprawdzie inaczej sformułować zebrania biskupów, ale w żaden sposób nie mogą umniejszać, ani zmieniać natury tegoż programu. Jednakże ci sami ordynariusze niech nie usiłują realizować sowich uchwał jak długo nie będą one rozpatrzone i zatwierdzone przez Świętą Kongregację.

Wreszcie to, co Naszą Konstytucją postanowiliśmy, rozstrzygnęliśmy i oznajmiliśmy, nakazaliśmy, żądamy i rozkazujemy Naszą Apostolską władzą, aby to wszystko jako prawomocne i ugruntowane we wszystkich swoich częściach trwało i pozostawało, bez względu na wszelkie przeciwne zarządzenia, chociażby godne szczególnej wzmianki.

Dane w Rzymie u św. Piotra, dnia 22 lutego 1962 r. w bazylice św. Piotra Apostoła, w czwartym roku Naszego Pontyfikatu



*) Tłumaczył z łaciny Ks. Prof. Jan Wieczorek – Opole

1. Tertull., Apol. 21., Migne, pl. 1, 394.
2. Eph. 1, 10.
3. Epis. S. Congr. Stud. Vehementer sane, ad Ep. universos, 1 iul. 1908: Ench. Cler., N. 820. Cfr. etiam Epist. Ap Pii XI. Unigenitus Dei Filius, 19 mar. 1924: A.A.S 16 (1924) 141.
4. Pius XI, Epist. Ap. Officiorum omnium, 1 aug. 1922: A.A.S 14 (1922) 452-453.
5. Pius XI, Moto Propio Litterarum latinarum, 20 oct. 1924: A.A.S. 16 (1924) 417.
6. Pius XI, Epist. Ap. Officiorum omnium, 1 aug. 1922: A.A.S. 14 (1922) 452.
7. Ibidem.
8. S. Iren., Adv. Haer., 2; Migne. PG 7, 848.
9. Cfr. C.I.C. Can. 218, § 2.
10. Cfr. Pius XI, Epist. Ap. Officiorum omnium, 1 aug. 1922 A.A.S. 14 (1922) 453.
11. Pius XII, Alloc. Magis quan, 23 nov. 1951: A.A.S. 43 (1951) 737.
12. Leo XIII. Epist. Encycl. Depuis le jour. 8 sept. 1899: Acta Leonis XIII, 19 (1899) 166.
13. Cfr. Collecio Lacensis, praesertim: vol. III, 1018 s. (Conc. Prov. Westmonasteriense, a. 1859); vol IV, 29 (Conc. Prov. Parisiense, a. 1849); vol IV, 149, 153 (Conc. Prov. Rhemense, a. 1849); vol. IV, 359, 361 (Conc. Prov. Avenionense, a. 1849); vol. IV, 349, 396 (Conc. Prov. Burdigalense, a. 1850); vol. V, 61 (Conc. Strigoniense, a. 858); vol. V, 664 (Conc. Prov. Colocense, a. 1863); vol. Vi, 619 (Synod. Vicariatus Suchnensis, a. 1803).
14. Ad Conventum interpat. „Ciceronianis Studiis provehendis”, 7 sept. 1959; in Discorsi Messaggi Colloqui del Santo Padre Giovanni XXIII, I, pp. 234-235; efr. Etiam Alloc. Ad cives dioecesis Placentinae Romam peregrinantes habita, 15 apr. 1959, L'Osservatore Romano, 16 apr. 1959; Epist, Pater misericordiarum, 22 aug. 1961: A.A.S 53 (1961) 667; Alloc. In sollemni auspicatione Collegii Insularum Philippinarum de Urbe habita, 7 ect. 1961: L'Osservatore Romano 9-10 ect. 1961: Epist, Iucuda laudatio, 8 decemb. 1961: A.A.S. 53 (1961) 812.
15. Pius XI, Epist. Ap. Officiorum omnium, 1 aug. 1922; A.A.S. 14 (1922) 453.
16. Epist. S. C. Studiorum, Vehementer sane, 1 iul. 1908: Ench. Cler. n. 821.
17. Leo XIII, Litt. Encycl. Providentissimus Deus, 18 nov. 1893: Acta Leonis XIII, 13 (1893) 342; Epist. Plane quidem intelligis, 20 maii 1885, Acta. 5. 63-64: Pius XII, Alloc. Magis quam. 23 sept. 1951: A.A.S. 43 (1951) 737.

wtorek, 23 listopada 2010

...to rozstania i powroty.

I znów miałem przerwę w pisaniu. Złożyło się na to kilka aspektów, jednak to w głównej mierze sprawa Big Testu (dziwny twór). Na szczęście napisan już został i mogę powrócić. Te studia są cięższe niż przypuszczałem. Wypowiedź bp Dowlinga siedzi i czeka na tłumaczenie, i nie tylko ona, a  tu czasu brak... Obiecuję poprawę!

wtorek, 2 listopada 2010

European Capital of Culture 2016

Celem (...) jest podkreślenie bogactwa i zróżnicowania kultur europejskich oraz ich wspólnych cech, jak również wspieranie większego wzajemnego zrozumienia między obywatelami krajów wspólnoty. Projekt ma przyczynić się do zbliżenia narodów Europy.

(http://kultura.lublin.eu/wiadomosci,1,2319,Idea_Europejskiej_Stolicy_Kultury.html?locale=pl_PL)


Support it!

more: http://kultura.lublin.eu/

sobota, 23 października 2010

Weryfikacja poglądów.

Odkąd postawiłem stopę w Rzymie, wiedziałem że jest to miasto, w którym nie można się nudzić i myślałem, że drugiego takiego nie znajdę. Jednakże odkąd jestem w Lublinie stwierdzam zupełnie inaczej. Jest to naprawdę interesująca rzeczywistość. Co chwila odbywa się jakieś wydarzenie kulturalne (aktualnie np Pythonalia), a podczas weekendowego spaceru po mieście można napotkać naprawdę ciekawe osobistości: dwa tygodnie temu miał miejsce marsz dla intronizacji Jezusa na Króla Polski i było wiele osób z flagami, kilka przebranych w dziwne płaszcze z bodajże średniowiecznym herbem Polski; dzisiaj natomiast widziałem ludzi - fanów zespołu 30 seconds to Mars śpiewających piosenki i trzymających flagę z, jak się domyśliłem, symbolem tego bandu. Aż strach się bać co zobaczę następnym razem. No i sam Lublin jest naprawdę uroczym miastem. Zakochałem się w nim. Polecam wszystkim!

niedziela, 17 października 2010

Niewiedza na skalę światową.

Chyba każda osoba spytana o najważniejszy kościół na świecie bez wahania odpowie "Bazylika św. Piotra na Watykanie". Jednakże jest to nieprawda. Grób Pierwszego Papieża ma oczywiście szczególne znaczenie w historii i życiu Kościoła, ale nie jest to miejsce o największej randze. Jest tylko jedna ważniejsza świątynia - Przenajświętsza Laterańska Arcybazylika Patriarchalna.
Jak głoszą napisy na fasadzie, ów kościół jest "Matką i Głową wszystkich kościołów miasta i świata".
Jest to nawiązanie do bulli Grzegorza XI wydanej w Awinionie 23 I 1372r. a która dotyczy właśnie prymatu katedry papieskiej katedry nad innymi w tym nad imiennie wymienioną bazyliką Księcia Apostołów (= św. Piotra). Niestety wie o tym niewiele osób. Są oczywiście i plusy takiej sytuacji: można się pomodlić oraz zobaczyć wspaniałość papieskiej świątyni w spokoju, bez charakterystycznego hałasu wytwarzanego przez turystów.

Commentarium ad orationem episcopi Dowling, pars I.

Przedstawiona przemowa została wygłoszona przez bpa Dowlinga (ordynariusza Rustenberga) do grupy osób świeckich pełniących ważną rolę w Jego diecezji w Cape Town. Jako, że jest to dość długie przemówienie, zostanie ono podzielone na części. Tłumaczenie, komentarze, podkreślenia etc. pochodzą ode mnie.

''Jerry Fiteaux Napisał w National Catholic Reporter: 24 kwietnia 2010 r. Edward James Slattery, biskup Tulsy w Oklahomie, odprawił Mszę po łacinie w nadzwyczajnej formie, tzn. w rycie trydenckim,W Bazylice Narodowego Sanktuarium Niepokolanego Poczęcia. Wygłosił kazanie po angielsku. (Czyżby w x. bpie pokutował stereotyp, że przed Soborem wsio było po łacinie?) W liturgii uczestniczyło ponad 3000 osób.

Istotniejsze dla mnie w tym wydarzeniu było kilka elementów:
Po pierwsze, nie było żadnych demonstracji wewnątrz lub na zewnątrz sanktuarium, w której uczestniczyłyby ofiary molestowane seksualnie przez księży po tym jak emerytowany kolumbijski kardynał Dario Castrillion Hoyos wycofał się z pełnienia funkcji głównego celebransa. Castrillon, były prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa i były przewodniczący Pontyfikalnej Komisji Ecclesia Dei, która nadzoruje i promuje stosowanie łacińskiego rytu trydenckiego w Kościele Rzymskim ogłosił tę ważną wiadomość na tydzień przed Mszą, kiedy francuska gazeta ujawniła, że w 2001r. pochwalił francuskiego biskupa za złamanie prawa i odmówienie przekazania władzom cywilnym księdza zamieszanego w molestowanie seksualne nieletnich. Castrillon nie tylko nie przeprosił za list - ponownie potwierdził jego autentyczność i powiedział, że Jan Paweł II nalegał, aby go wysłać do biskupów na całym świecie. (Ad personam? Widać x. bp nie ma mocnych argumentów przeciwko Tradycji, skoro zaczyna w ten sposób)

Po drugie, po raz pierwszy w życiu, mimo tego że jako ministrant w latach '50, aż do późnych lat '60 a później jako seminarzysta przez 12 lat uczestniczyłem w wielu pontyfikalnych liturgiach na Środkowym Zachodzie (Upper Midwest) i w Waszyngtonie, 24 kwietnia tego roku w końcu zobaczyłem wspaniałość "cappa magna", czerwonego trenu długiego na 20 jardów (1 jard = 0,9144m) ciągnącego się za biskupem lub kardynałem, który stał się jednym z symboli odrodzenia Mszy trydenckiej.

Piętnaście minut przed Mszą, Slattery przeszedł w procesji główną nawą, mając na sobie ekstrawagancki płaszcz podtrzymywany z tyłu przez młodego ministranta. Przed głównym ołarzem miał miejsce wspaniały skręt do wyjścia po lewej stronie. W tym momencie cappa magna byla rozciągnięta na prawie całej długości sanktuarium.

Przez ponad pół godziny przedstawienia przed Mszą, któremu towarzyszyła piękna łacińska muzyka wykonywana przez chór (w tym Tu Es Petrus Pierluigiego Palestriny i O Sacrum Convivium Thomasa Tallisa) a także przez pierwsze pół godziny Mszy, ponad 3000 wiernych zgromadzonych w bazylice siedziało biernie jak publiczność na koncercie, nie mogąc powiedzieć ani słowa podczas liturgii. (To nieprawdopodobne. Tyle ciszy. Żeby się nie "nudzić" wierni najprawdopodobniej musieli się modlić. Nie do pomyślenia co ta Msza trydencka czyni w sercach wiernych)

Wspaniałe organy piszczałkowe akompaniowały prawie 20-minutowej procesji, podczas której ministranci w każdym wieku (ale tylko mężczyźni), rycerze z wielu katolickich organizacji, diakoni, kapłani i wielu innych posługujących udawali się do ołtarza. Wielu kapłanów i diakonów miało na głowach birety, sztywne, kwadratowe, czarne czapki kiedyś noszone przez wszystkich księży i seminarzystów w chórze. (owo wyjaśnienie dość dobrze świadczy o tym jak x. bp podchodzi do kwestii ubioru kapłana, czego zresztą mamy przykład na stronie źródłowej tego przemówienia)

Dopiero podczas kolekty ktokolwiek spośród ponad 3000 katolików wypełniających ławki i nawy sanktuarium mógł usłyszeć głos dobiegający gdzieś z okolic ołtarza. (Ponoć Bóg przemawia do człowieka w ciszy, a nie w nieustannej paplaninie księdza ,typowej dla NOMu)

Wtedy zdałem sobie sprawę, że ta trydencka liturgia była wymyślną rytualną manifestacją kościelnej pozycji (biskupa), a nie Mszą zgodną z podstawowym żądaniem Soboru Watykańskiego II pełnego, aktywnego uczestnictwa wiernych (w liturgii). (ot i kolejny "szpec" od liturgii i liturgiki świadomy tego czym naprawdę jest participatio actuosa...)

Msza była podkreśleniem piątej rocznicy rozpoczęcia posługi Papieża przez Benedykta XVI.

The Southern Cross około 3-4 tygodni temu opublikował zdjęcie bpa Slaterry'ego z jego "cappa magna" - w kolorze! Dla mnie taki pokaz tryumfalizmu w Kościele rozdartym skandalami na tle seksualnym jest bardzo niefortunny. Celebracja tej Mszy nosi znaki średniowiecznego dworu królewskiego, a nie pokornego, służebnego przywództwa na wzór Jezusa. (Patrząc na zdjęcia/filmy NOMu celebrowanego na Zachodzie także tego nie widzę; no chyba, że ksiądz-konferansjer robiący z Najświętszej Ofiary szopkę spełnia ten postulat) Wydaje mi się, że to wydarzenie jest także symbolem tego co ma miejsce w Kościele zwłaszcza odkąd Jan Paweł II stał się Biskupem Rzymu aż po dziś dzień. Jest to restauracjonizm, starannie zaplanowany demontaż teologii, eklezjologii, wizji duszpasterskiej, w istocie otwartych okien Vaticanum II po to, aby "przywrócić" poprzedni, łatwiejszy w kontrolowaniu model Kościoła (i wszystko jasne - xiędzu biskupowi marzy się Kościół spod znaku "róbta co chceta"; przez ostatnie lata miał na pewno szerokie pole do działania, ale teraz się zaczęło powoli zawężać - wszystko przez tych okropnych tradsów!) poprzez wciąż centralizowaną strukturę władzy. Strukturę, która teraz kontroluje całe życie Kościoła poprzez sieć watykańskich Kongregacji pod przywództwem kardynałów, która zapewnia ścisłą zgodność z tym, co jest przez nich uznane za "ortodoksyjne". Ci, którzy nie chcą się podporządkować podlegają cenzurze i karze np. teologowie, którym zabroniono nauczania na katolickich uczelniach."
(Niesłychane! Teologowie głoszący niekatolickie poglądy [zwane herezjami] nie mogą ich swobodnie nauczać i zwodzić innych na manowce! Rażąca niesprawiedliwość!)


Finis partis I


Źródło:
http://www.indcatholicnews.com/news.php?viewStory=16465

Streszczenie i reakcje na owo przemówienie zostały opublikowane na opoce:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/tp2010-35-watykan.html

środa, 13 października 2010

"Żydzi" XXI w.

Będąc w Rzymie w przewodniku wyczytałem, że po utworzeniu getta przez papieża Pawła IV na Żydów zostały narzucone rozmaite obowiązki m. in. coniedzielnego wysłuchiwania kazań w jednym z kościołów (San Gregorio). Oczywiście spotkało się to z niechętnym przyjęciem. Ci, którzy naprawdę nie chcieli wysłuchiwać Słowa Bożego dawali łapówki lub, co będzie dla mnie punktem odniesienia, wkładali do uszu zatyczki. Co w tym takiego dziwnego? Otóż dzisiaj, po kilku wiekach nadal mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem, jedynie lekko przekształconym. Nie używa się już zatyczek, ale mp3 i innego sprzętu elektronicznego, jednakże powody takiego zachowania są prawie identyczne -wyrażenie swojego sprzeciwu, a także próba odnalezienia siebie mimo przeciwności. Mam tu na myśli ludzi młodych, którzy idą do kościoła "bo rodzice każą", "dla świętego spokoju" itd itp ale to, co najważniejsze wcale ich nie obchodzi. Oni są właśnie "Żydami" XXI w. poddającymi się z góry ustalonym schematom, jednocześnie usiłujący w pewien sposób je obejść. Oczywiście do tej kategorii należy nie tylko młodzież, ale ludzie wszystkich kategorii, mające różne powody, aby brać udział w nabożeństwach, które ich nic a nic nie obchodzą. Jest ich na szczęście coraz mniej, gdyż powoli społeczeństwo zaczyna obalać schematy typu "Polak = katolik", "Polonia semper fidelis" etc. Jednakże powstaje pytanie: ilu ludzi zostanie w polskim Kościele, gdy wszyscy Ci "Żydzi" ujawnią swoje przekonania i odejdą?

sobota, 9 października 2010

Post ferias.

Jest 9 października A.D. 2010. Niestety przerwa w dostawie internetu przeciągnęła się o wiele bardziej niż sądziłem. Po wielu perypetiach w końcu otrzymałem modem w środę. Jako że ów tydzień był dla mnie niesamowicie emocjonalny, wszedłem na bloga dopiero dzisiaj. Same studia mnie lekko przerażają (a konkretnie gramatyka i słownictwo), ale sam Lublin oraz ludzie, których już poznałem napawają mnie optymizmem. Jakoś to będzie.
Cykl moich rzymskich wpisów postaram się wznowić już dziś.

piątek, 24 września 2010

Lux in tenebris lucet.

Na początku był Sobór,
A Sobór zapoczątkował Kościół
I Kościół powstał przez Sobór,
I z Soboru czerpał swe siły.
Wszystko przez Sobór się stało,
A co się bez Niego stało
Było błędem i przeżytkiem.
On stanowił Życie,
A Życie miało być światłością ludzi.

Jednakże
Pojawił się człowiek posłany od Boga -
Marceli mu było na imię
Nie był on światłością,
lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości. 


Była światłość prawdziwa,
Która oświeca każdego człowieka,
Gdy na świat przychodzi,

Ale została przytłoczona przez ciemność. 

Na początku był Sobór...



Mała parafraza, pewnie nieudolna. Może niedługo ukaże się wersja porządna = po łacinie. Co ciekawe post miał być o czymś zupełnie innym. O czym - przekonacie się za niedługo.

Mała dygresja.

Tym jednym wpisem przerwę ciąg rzymskich przemyśleń, gdyż na horyzoncie pojawiło się kolejne ważne wydarzenie. Jutro ok 8:00 wyruszam do Lublina, rozpocząć prawie samodzielne życie. Kolejna podróż, może najdziwniejsza ze wszystkich. Będę mieć kilka dni na przyzwyczajenie się do klimatu "Polski B" i zobaczenie jak wszelkie moje plany i pomysły wyjdą w praktyce. Będę mieć kilkudniowy odwyk przymusowy od Internetu, gdyż zamówiłem sobie mobilny i będe musiał poczekać aż mi modem przyjdzie. Postaram się jeszcze dziś zamieścić coś jeszcze, a za kilka dni mam nadzieję, że kilka następnych wpisów. Tworzę coś ciągle, tylko ostatnio trudno mi znaleźć słowa. Taka atmosfera. Pozdrawiam.

Ego sum viator bonus et cognosco vias meas et meae me cognoscunt.

czwartek, 23 września 2010

Pozytywnie z Watykanu.

Oprócz wielu mieszanych uczuć przywiozłem z Rzymu także prawdziwe perełki. Będąc w Bazylice św. Piotra natknąłem się na tablicę z informacją na temat miejsca i godzin Mszy Świętych właśnie w tym kościele. Po przeczytaniu nie mogłem nie zrobić zdjęcia. Dlaczego? Zobaczcie sami.
Oczywiście Msza póki co wg Mszału Pawła VI, ale zawsze coś. Potem może będzie versus Deum, a potem...

Ad. Polskie akcenty

Przepatrując moje zdjęcia natrafiłem jeszcze na 2 akcenty.  Pierwszy - rzymski PAN:
No i drugi - dość humorystyczny, napotkany przy jednym z wielu straganów, w tym wypadku przy Arcybazylice Laterańskiej:
Co ciekawe sprzedawca nie był Polakiem. Nie wiem nawet czy wiedział co ma napisane na tej kartce.

piątek, 17 września 2010

Katolickie pozdrowienie.

U nas w Polsce raczej nadal powszechne jest używanie zwrotów "Szczęść Boże", czy też "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Ja preferuję "Laudetur Jesus Christus" i zawsze staram się używać właśnie tych słow na powitanie osoby duchownej. Jednakże w Rzymie musiałem szybko z tego zrezygnować. W ciągu 3 pierwszych dni dosłownie nikt nie odpowiedział. Co więcej miałem wrażenie, że część z tych osób nawet nie wiedziało, że mówiłem do nich, więc przerzuciłem się na wersję włoską, czyli "Sia lodato Gesu Cristo". Od razu było inaczej. Chociaż mimo tego zdarzało mi się usłyszeć w odpowiedzi "Buonasera" (dobry wieczór). Myślałem, że miejsce i stan zobowiązują, ale pomyliłem się.  I w ten właśnie sposób Chrystus zostaje powoli wypierany z przestrzeni publicznej Polski i Włoch (w innych krajach już Go tam raczej nie ma, no może jeszcze na Malcie).

Sługo Boży, Piusie XII, wstawiaj się za nami!

Polskie akcenty w Rzymie.

Cykl wpisów poświęconych Wiecznemu Miastu chciałbym zacząć nietypowo, opisując różne napotkane przeze mnie znaki obecności Rodaków.
Rzym od dawna przyciągał ludzi z całego świata. Często była to podróż przymusowa (niewolnicy), ale także dobrowolna, w celu zdobycia sławy i prestiżu u boku cesarzy. Później podróżowały tam miliony, miliardy pielgrzymów przez całe wieki. Było tam przede mną wielu Polaków, którzy zostawili po sobie większy lub mniejszy wkład. Chyba najsłynniejszym miejscem jest kościół Quo Vadis, którym opiekują się polscy duchowni.
Jednakże to nie wszystko. Udało mi się znaleźć także kościół pw. św. Stanisława B.M...
  ...który znajduje się niedaleko Via dei Polacchi, czyli ulicy Polaków:
Wiadomo można spotkać w Rzymie wielu pielgrzymów, chociaż wg mnie najwięcej jest tam Brazylijczyków.
Ogólnie nie miałem wielu okazji, aby spotkać kogoś z kraju. Poznałem ludzi z USA, Kanady, Brazylii, Argentyny, Singapuru, Malezji, Australii, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, ale nikogo z Polski. 
Jutro lub dziś jeszcze powinny pojawić się nowe wpisy. Pozdrawiam wszystkich.

czwartek, 16 września 2010

Powróciłem.

Minęły 2 tygodnie. Zmieniłem się. Rzym jest bardzo złożoną rzeczywistością, której nie da się nigdy do końca opisać, ale postaram się zrobić to w jak największej części. W kolejnych postach będę poruszać tematy inspirowane tym, co widziałem w Wiecznym Mieście, wrzucać zdjęcia, a także zamieszczę w kilku częściach mój (troszkę ocenzurowany z najprywatniejszych spraw) dziennik.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Jadę do domu.

Nadszedł czas. W środę o 15:15 lecę do Wiecznego Miasta. Nawet teraz w to nie wierzę. Najbardziej nie mogę się doczekać odwiedzenia Bazyliki Większej pw. Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie - katedry Wikariusza Chrystusa. Mimo, że nigdy w niej nie byłem, jednak czuję się mocno związany z tym miejscem. Tam jest prawdziwie mój dom. Niestety nie dane mi będzie doświadczyć Mszy, na którą owa świątynia zasługuje i będę musiał zadowolić się NOMem (na szczęście jest jeszcze Santissima Trinita dei Pellegrini).
Oczywiście nie poprzestanę na Lateranie. Plany mam wielkie i mam nadzieję, że uda się je wszystkie wypełnić. Zaczynam wakacje... Zaczynam żyć...

niedziela, 29 sierpnia 2010

Warto wiedzieć - Credo św. Atanazego.

Każdy z nas na pewno zna Skład Apostolski, bądź Skład Nicejsko-Konstantynopolitański. Nawet jeśli czyta to osoba niewierząca, to chociaż może nie  znać treści owych wyznań, jednak pewnie jest świadoma, że u katolików takie coś istnieje. Jednakże tylko nielicznym dane było odkryć Credo św. Atanazego tzw. Quicumque.
Św. Atanazy przyszedł na świat w IV wieku. Niecałe pół wieku wcześniej urodził się Ariusz - ksiądz, którego poglądy na temat relacji między Bogiem Ojcem i Synem Bożym wstrząsnęły Kościołem. Mimo odrzucenia owej nauki, zwanej od jego imienia arianizmem, przez Kościół na Soborze Nicejskim I, nie zahamowało to rozprzestrzeniania się tej herezji. Sytuacja była bardzo poważna (arianizm był swego czasu nawet otoczony opieką cesarza). Do walki o Prawdę stanęło wielu teologów, w tym św. Atanazy Wielki. Jako że spór dotyczył Trójcy Przenajświętszej, stworzył on więc wyznanie wiary o charakterze bardzo trynitarnym. Oto jego treść:

 Quicumque vult salvus esse, ante omnia opus est, ut teneat catholicam fidem: Quam nisi quisque integram inviolatamque servaverit, absque dubio in aeternam peribit.
Fides autem catholica haec est: ut unum Deum in Trinitate, et Trinitatem in unitate veneremur.
Neque confundentes personas, neque substantiam seperantes.
Alia est enim persona Patris alia Filii, alia Spiritus Sancti:
Sed Patris, et Fili, et Spiritus Sancti una est divinitas, aequalis gloria, coeterna maiestas.
Qualis Pater, talis Filius, talis Spiritus Sanctus.
Increatus Pater, increatus Filius, increatus Spiritus Sanctus.
Immensus Pater, immensus Filius, immensus Spiritus Sanctus.
Aeternus Pater, aeternus Filius, aeternus Spiritus Sanctus.
Et tamen non tres aeterni, sed unus aeternus.
Sicut non tres increati, nec tres immensi, sed unus increatus, et unus immensus.
Similiter omnipotens Pater, omnipotens Filius, omnipotens Spiritus Sanctus.
Et tamen non tres omnipotentes, sed unus omnipotens.
Ita Deus Pater, Deus Filius, Deus Spiritus Sanctus.
Et tamen non tres dii, sed unus est Deus.
Ita Dominus Pater, Dominus Filius, Dominus Spiritus Sanctus.
Et tamen non tres Domini, sed unus est Dominus.
Quia, sicut singillatim unamquamque personam Deum ac Dominum confiteri christiana veritate compelimur: ita tres Deos aut Dominos dicere catholica religione prohibemur.
Pater a nullo est factus: nec creatus, nec genitus.
Filius a Patre solo est: non factus, nec creatus, sed genitus.
Spiritus Sanctus a Patre et Filio: non factus, nec creatus, nec genitus, sed procedens.
Unus ergo Pater, non tres Patres: unus Filius, non tres Filii: unus Spiritus Sanctus, non tres Spiritus Sancti.
Et in hac Trinitate nihil prius aut posterius, nihil maius aut minus: sed totae tres personae coaeternae sibi sunt et coaequales.
Ita ut per omnia, sicut iam supra dictum est, et unitas in Trinitate, et Trinitas in unitate veneranda sit.
Qui vult ergo salvus esse, ita de Trinitate sentiat.
Sed necessarium est ad aeternam salutem, ut incarnationem quoque Domini nostri Iesu Christi fideliter credat.
Est ergo fides recta ut credamus et confiteamur, quia Dominus noster Iesus Christus, Dei Filius, Deus et homo est.
Deus est ex substantia Patris ante saecula genitus: et homo est ex substantia matris in saeculo natus.
Perfectus Deus, perfectus homo: ex anima rationali et humana carne subsistens.
Aequalis Patri secundum divinitatem: minor Patre secundum humanitatem.
Qui licet Deus sit et homo, non duo tamen, sed unus est Christus.
Unus autem non conversione divinitatis in carnem, sed assumptione humanitatis in Deum.
Unus omnino, non confusione substantiae, sed unitate personae.
Nam sicut anima rationalis et caro unus est homo: ita Deus et homo unus est Christus.
Qui passus est pro salute nostra: descendit ad inferos: tertia die resurrexit a mortuis.
Ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis: inde venturus est iudicare vivos et mortuos.
Ad cuius adventum omnes homines resurgere habent cum corporibus suis: et reddituri sunt de factis propriis rationem.
Et qui bona egerunt, ibunt in vitam aeternam: qui vero mala, in ignem aeternum.
Haec est fides catholica, quam nisi quisque fideliter firmiterque crediderit, salvus esse non poterit. Amen.


oraz polskie tłumaczenie: 

Ktokolwiek chce być zbawiony, musi przede wszystkim wyznawać katolicką wiarę, której jeśliby kto nie zachował całej i nienaruszonej, bez wątpienia zginie na wieczność.
Wiara zaś katolicka polega na tym, abyśmy czcili jednego Boga w Trójcy, a Trójcę w jedności,
nie mieszając Osób ani nie rozdzielając istoty;
inna jest bowiem osoba Ojca, inna Syna, inna Ducha świętego,
lecz Ojca i Syna, i Ducha świętego jedno jest Bóstwo, równa chwała, współwieczny majestat.
Jaki Ojciec, taki Syn, taki Duch święty:
nie stworzony Ojciec, nie stworzony Syn, nie stworzony Duch święty;
niezmierzony Ojciec, niezmierzony Syn, niezmierzony Duch święty;
wiekuisty Ojciec, wiekuisty Syn, wiekuisty Duch święty,
a jednak nie trzej wiekuiści, lecz jeden wiekuisty,
jak i nie trzej nie stworzeni ani trzej niezmierzeni, lecz jeden nie stworzony i jeden niezmierzony
Podobnie wszechmocny jest Ojciec, wszechmocny Syn, wszechmocny i Duch święty:
a jednak nie trzej wszechmocni, lecz jeden wszechmocny.
Podobnie Bogiem jest Ojciec, Bogiem Syn i Bogiem Duch święty:
a jednak nie trzej bogowie, lecz jeden jest Bóg
Ponieważ jak każdą z osób osobno Bogiem i Panem prawda chrześcijańska wyznawać nam każe, tak katolicka religia zabrania nam mówić o trzech bogach lub trzech panach.
Ojciec przez nikogo nie został uczyniony ani stworzony, ani zrodzony.
Syn pochodzi od Ojca, nie jest uczyniony ani stworzony, lecz zrodzony.
Duch święty pochodzi od Ojca i Syna, nie jest ani uczyniony, ani stworzony, ani zrodzony, lecz pochodzący.
Jeden więc jest Ojciec a nie trzej ojcowie; jeden Syn, a nie trzej synowie; jeden Duch święty, a nie trzej duchowie święci.
I nic w tej Trójcy nie jest wcześniejsze lub późniejsze, nic większe lub mniejsze, lecz trzy osoby w całości są sobie współwieczne i zupełnie równe,
tak iż we wszystkim - jak już wyżej wypowiedziano - trzeba czcić i jedność w Trójcy, i Trójcę w jedności.
Kto zatem chce być zbawiony, niech takie o Trójcy ma przekonanie.
Lecz konieczne jest dla wiecznego zbawienia, by także wierzyć należycie we Wcielenie Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Wiara katolicka polega na tym, aby wierzyć i wyznawać, że Pan nasz Jezus Chrystus, Syn Boży, jest Bogiem i człowiekiem.
Jest Bogiem jako zrodzony z istoty Ojca przed wiekami i jest człowiekiem jako zrodzony z istoty matki w czasie.
Prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, złożony z rozumnej duszy i ludzkiego ciała,
równy Ojcu według Bóstwa, mniejszy od Ojca według człowieczeństwa.
A choć jest i Bogiem, i człowiekiem, to jednak Chrystus nie jest dwiema osobami, lecz jedną
- jedną zaś osobą jest nie przez przemianę Bóstwa w naturę cielesną, ale przez przyjęcie człowieczeństwa w Boga;
jeden najzupełniej nie przez zmieszanie się natur, ale przez jedność osoby.
Albowiem jak rozumna dusza i ciało jednym są człowiekiem, tak Bóg i człowiek jednym są Chrystusem.
Poniósł On mękę dla naszego zbawienia, zstąpił do otchłani, trzeciego dnia zmartwychwstał,
wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego, stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych.
Na Jego przyjście wszyscy ludzie mają powstać w swoich ciałach i zdadzą sprawę z własnych uczynków:
ci, którzy dobro czynili, przejdą do życia wiecznego, ci zaś, którzy zło czynili, do ognia wiecznego.
Taką jest wiara katolicka. Jeśli ktoś nie będzie jej należycie i stanowczo wyznawał, nie może być zbawiony. Amen.





Warto także zwrócić uwagę nie tylko na aspekt trynitarny, ale także chrystologiczny. Chrystus wg św. Atanazego to prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Kwestię relacji Boskości i człowieczeństwa w Chrystusie podjął Sobór Chalcedoński w 451r. jednakże już wiek wcześniej widzimy głęboką wiarę w unię osobową (zwaną inaczej hipostatyczną). Jest to dowód na to, że postanowienia soborowe nie są "wymysłem garstki hierarchów" (co próbują zarzucić katolikom innowiercy i niewierzący), ale są owocem żywej wiary. Dlatego właśnie doświadczamy kryzysu w Kościele: dokumenty Soboru Watykańskiego II nie wyrażają wiary i praktyki Kościoła Świętego. Zawarte w nich tezy są odbiciem heterodoksyjnych* tendencji, którym uległo wielu teologów, a które po dziś dzień są zwane modernizmem.


*Heterodoksja = błędna nauka; przeciwieństwo ortodoksji - nauki prawdziwej

środa, 18 sierpnia 2010

Ostatni Samuraj, a katolicyzm.

Chyba wszyscy znają ten film.: Amerykanin przybywa do Japonii, aby wyszkolić żołnierzy  do walki przeciwko samurajom, którzy opierają się nowej kulturze, a w końcu staje po ich stronie. Wydarzenie (otwarcie się Japonii na inne państwa) miało miejsce wiele lat temu. Stało się to po drugiej stronie świata. Co ma więc owo wydarzenie zekranizowane w "Ostatnim Samuraju" do współczesności? Przekonajcie się sami.
Pierwsze moje skojarzenie pojawiło się, gdy Katsumoto (przywódca samurajów) wraz z jego wojownikami opuszcza swoją wioskę ukrytą głęboko w górach i przybywa do Tokio. Ludzie uciekają przed nim w popłochu. Co więcej, widz zostaje poinformowany, że prozachodni wpływowy urzędnik na dworze cesarskim uchwalił ustawy przeciwko przestrzegającym bushido. Widzimy scenę jak jeden z nich zostaje pozbawiony koka, gdyż w przekonaniu oficerów, jest to powodem kpin cudzoziemców. Cesarz mimo rozmów z Katsumoto nie odważył się wystąpić przeciwko swoim doradcom i nowemu porządkowi, w którym był boski tylko dlatego, że robił to, czego od niego oczekiwano. Czyż nie tak działo się dawniej, na początku rozłamu? Także wydano akty prawne przeciwko Tradycji, katolicy pragnący pozostać wierni Wierze katolickiej byli marginalizowani i brutalnie pozbawiani tego, co stanowiło podporę ich życia. Papież nie chciał słuchać chociażby abpa Lefebvre' a, który przecież korespondował z Watykanem przez wiele lat, niestety bezskutecznie. Także podczas posoborowej destrukcji posługa papieska zupełnie się zmieniła, co zresztą pogłębia już i tak głęboki kryzys. Następca św. Piotra już nie jest monarchą, który ma władzę pełną i bezpośrednią. Coraz bardziej chce się rolę Wikariusza Chrystusowego sprowadzić do zwykłego honorowego prymatu.
Następne moje skojarzenie to bitwa stoczona przez samurajów i cesarską armię. Przed bitwą Nathan Algren (Amerykanin) otrzymuje miecz, na którym został wyryty napis: Należę do wojownika, który połączył to co stare z nowym. Czyż nie to próbuje robić Benedykt XVI, propagując hermeneutykę ciągłości?
Naprzeciwko siebie staje kilka tysięcy żołnierzy wojsk Imperium, doskonale wyszkolonych, zaopatrzonych w nową broń, pociągniętych i zmanipulowanych nową ideologią oraz mała grupa samurajów. Dziś sytuacja jest identyczna. Niewielka, wobec ilości modernistów, grupa katolików usiłuje bronić Wiary, Mszy i praktyki katolickiej. Zauważmy, że mimo iż podczas bitwy armia tradycjonalistów (tak zostali nazwani przez jednego z bohaterów filmu; znajoma nazwa, nieprawdaż?) została rozbita w proch, to jej ofiara otrząsnęła cesarza z letargu. Pozostaje nam modlić się, aby dzięki wysiłkom katolików (nie znoszę używać nazwy tradycjonalista, czy też katolik-tradycjonalista, tradikatolik itd bowiem to sugeruje, że jest to jak gdyby inny rodzaj katolika, a przecież to są ludzie, którzy żyją wg ortodoksyjnej nauki) także i Kościół, a nawet cały świat obudził się i przejrzał w końcu na oczy, że droga, którą do tej pory kroczył jest zgubna.

Święci męczennicy japońscy, módlcie się za nami!

środa, 11 sierpnia 2010

Wakacje w pełni.

Niektórzy mniej więcej za tydzień zaczną narzekać na zbyt krótkie wakacje i czuć wszechogarniający klimat dnia 1 września. Ja jednak należę do tych szczęśliwców, których letni odpoczynek całkiem niedawno przeminął dopiero w połowie. Ostatnio nawet nadmiar wolnego czasu, a co za tym idzie nuda trochę mnie przytłacza, mimo że za niedługo wyruszę na własną pielgrzymkę ad limina Apostolorum i wypadałoby w miarę dobrze nauczyć się włoskiego...  W obecnym czasie pojawił się w moim życiu także i kryzys, z którym się muszę uporać, co także nie sprzyja rozkoszowaniu się najdłuższymi wakacjami w życiu. To wszystko sprawiło, że na blogu ostatnio nie pojawiało się nic nowego. Dziś, przeglądając joemonstera pomyślałem, że dobrze byłoby nawiązać do trwającego "miesiąca trzeźwości i dobrowolnej abstynencji".
Moim skromnym zdaniem, o ile apelowanie o trzeźwość jest zrozumiałe, zwłaszcza że wiele wypadków jest spowodowane właśnie nadużyciem alkoholu, o tyle do idei abstynencji nie jestem przekonany. Oczywiście osoby, które ją podejmują nie są w moich oczach ani dziwne, ani gorsze. Jednakże sam nie zamierzam iść w ich ślady. Dlaczego? Nie mam powodu, gdyż do alkoholu mam bardzo zdrowy stosunek, tak jak cała moja rodzina (niektórzy podejmują abstynencję w intencji osób uzależnionych, często najbliższych). Poza tym argumentacja, że skoro dawne pokolenia przelewały krew, walcząc o wolną Polskę, więc my się powinniśmy im odwdzięczyć nie lejąc alkoholu zupełnie do mnie nie trafia, zwłaszcza, że sierpień jest jednym z najupalniejszych miesięcy.
Na koniec grafika:
P.S. Pragnę przypomnieć, że  tradycyjny, już 177, Oktoberfest zaczyna się 18 września i trwa do 3 października.
P.P.S. Życzę wszystkim, nie tylko piwoszom, wyłącznie miłych chwil przy kuflach i butelkach wypełnionych złocistym płynem.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Niepozorne, ale wyjątkowe.

Od 18 lat mieszkam w Kętach - małym mieście na pograniczu województw: Małopolskiego i Śląskiego, które prawa miejskie otrzymało ponad 700 lat temu, w 1277 roku. Mieszka tu blisko 20 tysięcy osób. Znajduje się tu także siedziba gminy. Ogólnie jest to spokojne miejsce. Niby nic nadzwyczajnego, miejsce jakich wiele w naszym kraju i poza jego granicami. Jednakże jest coś, co je wyróżnia.
Mimo niewielkiej liczby mieszkańców w mieście jest 6 kościołów (w tym 2 prowadzone przez zakony i jeden, który jest bardzo rzadko otwierany) i 3 parafie (Najśw. Serca Pana Jezusa, śśw. Małgorzaty i Katarzyny i Najdroższej Krwi Pana Jezusa). Swój dom mają tutaj klaryski od wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu, franciszkanie i zmartwychwstanki.
Miasto wydało także jednego świętego oraz jedną błogosławioną - św. Jana Kantego i bł. Celinę Borzęcką (założycielkę domu sióstr zmartwychwstanek w Kętach). Trwa proces beatyfikacyjny założycielki kęckiego domu klarysek - matki Walentyny Łempickiej.
Sam przez ok 2 lata miałem zaszczyt służyć w kościele sióstr klarysek. Tam odkryłem na nowo swoją wiarę. Jest to niesamowite miejsce, gdzie od ponad 100 lat Jezus jest nieustannie adorowany. Mimo posoborowej "odnowy" zakon żyje i ma się dobrze. Zainteresowanych odsyłam do strony klasztoru, którą serdecznie wszystkim polecam. Nie tylko można się dowiedzieć różnych ciekawych rzeczy, ale także zostawić intencję.
Warto także wspomnieć o pięknej tradycji związanej z całkiem niedawno obchodzonym odpustem Porcjunkuli. Otóż zawsze 1 sierpnia o północy jest celebrowana tzw. "pasterka maryjna" na którą zawsze schodzą się tłumnie wierni. Msza to oczywiście niestety NOM, ale samo wydarzenie jest wspaniałe. Liturgia jest celebrowana w tej kaplicy:

Jej drzwi, które widać na wprost są otwierane i widać NOMowy ołtarz. W nocy panuje tam niezwykły klimat.
Niestety Msza w tym roku nie była celebrowana uroczyście, tak jak powinna być, biorąc pod uwagę wagę uroczystości. Brak asysty (kościół nie jest parafialny i to może jest powodem) był wyczuwalny (zakrystian czytał czytania), ale nie przeszkodziło to we w miarę dobrym przeżyciu Nowej Mszy.

Warto poświęcić więcej miejsca kultowi św. Jana Kantego, który od wieków jest postacią bardzo ważną dla miasta. Na rynku stoi kolumna z jego posągiem, przy której rokrocznie zatrzymuje się procesja Bożego Ciała:

Dawniej ponoć co czwartek były odprawiane nabożeństwa w  pięknej barokowej kaplicy wybudowanej w miejscu narodzin świętego, która znajduje się na terenie kościoła śśw. Małgorzaty i Katarzyny:


Uważam, że Kęty są miastem unikalnym. Zawsze będą mnie łączyły z nim mocne więzi. Niestety wiem, że nim do wspaniałych świątyń wróci Msza w Klasycznym Rycie Rzymskim, to wiele wody w Sole będzie musiało jeszcze przepłynąć, ale liczę na to, że w końcu będzie można uczestniczyć także tu w Liturgii "najpiękniejszej po tej stronie Nieba".

Na koniec wrzucam jeszcze grafikę przedstawiającą herb Kęt:

Jedną połowę stanowi piastowski orzeł z koroną. Na drugiej widać symbol rzeki Soły (2 złote linie). 3 jajka symbolizują postaci ważne w historii miasta (św. Jana Kantego oraz s. Ludowikę). Ponoć jedno jajo jeszcze czeka na swojego "właściciela".

wtorek, 27 lipca 2010

Gdzie jest świętość?

Tytuł trochę prowokujący. Nie chcę jednak w tym wpisie dokonywać jakiejś oceny dzisiejszej duchowości, ale zająć się stroną czysto językową. Dawniej mówiło się: Chrzest Święty, Spowiedź Święta, Pierwsza Komunia Święta, święta teologia, Msza Święta itd. Dziś część tych wyrażeń nadal jest używana, chociaż coraz częściej dzieci przystępują do pierwszej Komunii, a wierni chodzą na Mszę. Oczywiście powstaje pytanie: po co zajmować się takimi błahostkami? W końcu to tylko jeden epitet. Jednak przypomina on, nawet podświadomie, że konkretna rzecz nie jest zwyczajna, taka obok której możnaby obojętnie przejść, ale należy ona do Najwyższego, który jest Święty i jej udziela swojemu Kościołowi. Gdy nie mamy poczucia świętości np w Liturgii, to możemy zacząć uważać ją za nudną, tak jak i całe praktyki religijne i w konsekwencji odejść od Boga, co dzieje się dziś na masową skalę.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt poruszanej kwestii. Całkiem niedawno widziałem reklamę, która mnie oburzyła. Należała ona do jednej z większej sieci sklepów ze sprzętem elektronicznym. Był przedstawiony jeden produkt oczywiście z obniżoną ceną o ileś złotych, a tytuł reklamy brzmiał: na świetną komunię. Nie, nie pomyliłem się w pisowni. Jest to dobry przykład próby ześwieczczenia jednego z najważniejszych momentów w duchowym życiu katolika. Czy ktoś zaprotestował? Nikt, a jeśli tak, to nieskutecznie. A ponoć w kraju żyje 80-90% katolików. Czemu? Bo po co protestować? Teraz jest po prostu Komunia. A czy ktoś uważa, że jest zaje-fajna, wyczesana, cool itp to już jego sprawa. Ludzie zapomnieli, że jest to świętość. Zwłaszcza, że na tydzień lub dwa przed uroczystością od strony duchowej ważniejsza staje się ta czysto materialno-przygotowawcza: kto przyjedzie? Ile pieniędzy trzeba na jedzenie? Gdzie ma być przyjęcie? Ile trzeba wydać na prezent? itd itp.
Trzeba bronić Kościoła przed falą relatywizmu i laicyzacji, która dzisiaj, w czasach konsumpcjonizmu, jest szczególnie silna. Kto ma Go bronić? Mówił o tym Sługa Boży abp Fulton Sheen:

Na kogo można liczyć, aby uratować nasz Kościół? Nie na naszych biskupów, naszych kapłanów ani członków zakonów. To wasze zadanie, ludu wiernego! Pan Bóg dał wam rozum, oczy i uszy, abyście uratowali Kościół. Wasza misja to pilnować, aby wasi kapłani zachowywali się jak kapłani, biskupi jak biskupi, a zakonnicy jak zakonnicy!


niedziela, 18 lipca 2010

Rerutacja 2010 - nareszcie koniec.


W piątek 16 lipca złożyłem potrzebne dokumenty, potwierdzające moją wolę studiowania właśnie na KULu i od tej pory aż do złożenia ślubowania jestem kandydatem zakwalifikowanym na kierunku filologia angielska (stacjonarne). Wierzę, ze następne 3 lata będą owocne i pomogą mi odnaleźć siebie. Oczywiście znalazłem już kościół (na ul. Staszica - z wiadomych powodów) i zobaczyłem już część Lublina. Póki co wróciłem do Kęt i odreagowuję ostatnie kilka dni.

Uwaga studenci!


Św. Józef z Kupertynu (1603-1663)

Najskąpiej może obdarzonym na świecie człowiekiem był św. Józef z Kupertynu. Natura nie udzieliła mu żadnego ze swoich darów. Sam siebie nazywał bratem-osłem (frere Ane) i w istocie był pośród ludzi tym, czym osioł jest pośród zwierząt. Nie mogąc zdać żadnego egzaminu, niezdolny bodaj poprowadzić rozmowy; niezdolny jednocześnie do zajęć domowych, nie mógł dotknąć talerza, by go nie stłuc. Pozbawiony najzupełniej zdolności umysłu i sprawności zmysłów, zdawał się nie posiadać danych potrzebnych zarówno dla uczonego, jak i dla dobrego służącego. Wyglądał na niewolnika-niedołęgę lub na mało użyteczne pociągowe zwierzę. A jednak doszło do nas jego imię. Jakże się to stało, że się potrafił zapisać w pamięci ludzi? Otóż nie pożądając uznania ludzkiego, zdobył nie tylko uznanie, ale i chwałę! Chwała była rzeczą wprost, zdawałoby się, niemożebną dla niego, a jednak otoczyła na wieki jego postać. Gdy ci, którzy się o chwałę dobijają i ku niej dążą, dostają w udziale często bardzo zapomnienie albo wstyd – chwała otoczyła czoło Józefa, wypisując przed jego imieniem dziwne, tajemnicze słowo „święty”. Józef został św. Józefem. Jakaż to rzecz nadzwyczajna, ta siła powoływania i mianowania Świętych? Siła właściwa jedynie Kościołowi, siła, w której nikt się nie poważy z Kościołem współzawodniczyć, choćby z obawy przed nadzwyczajną śmiesznością.

całość artykułu:  http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/409

Ten święty bardzo mi pomógł podczas rekrutacji. Przez następne 5 lat na pewno Jego pomoc nieraz mi się przyda. W internecie są dostępne modlitwy do Niego. Warto o Nim powiedzieć każdemu i dziękować Bogu, że dał nam Święty Kościół Rzymski, przez który nas uświęca.

Tiara.


Czy to jest brzydkie? Według mnie nie i uważam, że wiele osób, nawet modernistów, poprze mój osąd. Dlaczego więc zrezygnowano z używania tiary papieskiej, a co za tym idzie także obrzędu koronacji? Wszystko przez kolegializm, który jest dziś głównym powodem samowolki w Kościele. Papież przez wielu hierarchów nie jest traktowany jako ich zwierzchnik, któremu winni są posłuszeństwo, ale jako jeden z biskupów, który może ma jakieś większe uprawnienia, ale mimo to nadal jest tylko biskupem. Stąd biorą się wszelkie kłopoty np z realizacją postanowień Summorum Pontificum. Jednakże samo to, że papież postanowił wydać dokument, który miał zobowiązywać biskupów do konkretnych działań jest warte uwagi i dobrze rokuje na przyszłość.
Jednakże wracając do tematu tiary papieskiej, jej rozwój był stopniowy. Najpierw była na niej tylko jedna korona, następnie dwie, a potem trzy. Jej ogólny wygląd ukształtował się w średniowieczu. Nie jest ona jednak wyrazem pychy, czy umiłowania przepychu. Ma ona głęboką symbolikę, zwłaszcza że istanieje wiele możliwych interpretacji jej 3 koron. Jedna z wersji jest taka, że jest korony symbolizują potrójną władzę papieską: nauczycielską, kapłańską i królewską. Inna, że liczba koron odnosi się do Kościoła walczącego na ziemi, Kościoła cierpiącego w czyśćcu i Kościoła tryumfującego w Królestwie Niebieskim. Podczas nakładania tiary na głowę papieża wypowiadano słowa: Accipe thiaram tribus coronis ornatam, et scias te esse Patrem Principum et Regnum, Rectorem Orbis, in terra Vicarium Salvatoris Nostri Jesu Christi, cui est honor et gloria in sæcula sæculorum.
Co oznacza:
Przyjmij tiarę ozdobioną 3 koronami i wiedz, że jesteś Ojcem Władców i Królestw, Zarządcą Ziemi, Wikariuszem naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa na ziemi, któremu cześć i chwała na wieki wieków.
Począwszy od papieża Jana Pawła I papieże zaniechali koronacji i używania tiary w ogóle. Paweł VI koronował się, ale potem już nigdy tiary nie użył. Co więcej sprzedał swoją tiarę, rozdając pieniądze ze sprzedaży biednym, co przypadło do gustu wielu osobom, jednakże patrząc na przedstawioną już symbolikę korony papieskiej sytuacja wygląda całkiem inaczej. Papież sprzedał swoją władzę nie tylko symbolicznie. Patrząc na sytuację Kościoła dzisiaj można faktycznie rzec, że papież jest bezsilny wobec hierarchów głoszących herezje. Może nawet o nich nie wie...
Nie pozostaje nam nic innego jak modlić się za Ojca Świętego i wszystkich biskupów o przywrócenie świadomości kim jest papież i na czym polega jego posługa.

Święty Piotrze, módl się za nami!

sobota, 10 lipca 2010

Sic transitus gloria modernistarum.

New Liturgical Movement relacjonuje:


With today being the third anniversary of the publication of the motu proprio Summorum Pontificum, it seems rather on point to share news of some recent developments in Dayton, Ohio.

As of this past Sunday, Holy Family Church in Dayton was inherited by the usus antiquior community of that city and has become its own parish. This was established by the generosity of Archbishop Dennis Schnurr, the Archbishop of Cincinnati.

Tłumaczenie (moje):

W związku z dzisiejszą trzecią rocznicą publikacji motu proprio Summorum Pontificum wydaje się na miejscu, aby podzielić się wiadomością o ostatnich zmianach w Dayton, w stanie Ohio.

Od poprzedniej niedzieli kościół pw. Świętej Rodziny w Dayton został przekazany środowisku wiernych Tradycji z tego miasta i został jego parafią. Stało się to dzięki hojności abpa Dennisa Schnurra, abpa Cincinnati.


Deo gratias!

Dobre wieści ze Szwajcarii.

Ojciec Yannick Escher, szwajcarski kanonik opactwa św. Augustyna, 29 czerwca br. opuścił swój klasztor i seminarium, przechodząc do tradycyjnego Bractwa św. Piusa X – informuje Radio Watykańskie powołując się na szwajcarską agencję Kipa.
Wyświęcony 9 lat temu, a przebywający w zakonie od 1996 roku, 36-letni o. Escher znany był w całym kantonie jako duszpasterz akademicki, profesor uczelni College of Saint Maurice, mistrz ceremonii i komentator prasy, w tym pisma Paroise vivantes i dziennika Le Novelliste.  Nie mogąc dłużej znieść liberalnego i zainfekowanego modernizmem opactwa Augustiańskiego, powrócił on do Tradycji pukając do furty położonego zaledwie 28 km opactwa Bractwa św. Piusa X w Ecône.
O. Escher odchodząc zostawił pożegnalny 5-stronicowy list skierowny do przeora i do swoich braci, którego ostatnie zdanie brzmi: “Gdy będziecie go czytali, będę już w Ecône.” W liście wyjaśnia on przyczyny swojego odejścia, na które składały się głównie liturgiczne i doktrynalne odstępstwa zakonu Augustianów, w tym opór przeciwko wprowadzeniu papieskiego dokumentu z 2007 roku motu proprio Summorum Pontificum, w praktyce zezwalajacego na odprawianie Mszy św. w tzw. rycie nadzwyczajnym.
“Jego odejście całkowicie zaskoczyło nas.” – stwierdza w komunikacie przeor Augustianów, o. Joseph Roduit – “to jest bolesne zaskoczenie”. W komunikacie padają też absurdalne słowa oskarżające o. Escher o to, że jego krok “jest skierowany przeciwko modlitwie Jezusa o jedność.”

bibuły.

Deo gratias!

piątek, 9 lipca 2010

Duchowość XXI wieku.

Żyjemy w świecie nowoczesnych technologii i co do tego nikt nie ma wątpliwości. Wszystkie mają służyć człowiekowi. Jednakże często jest tak, że to one kontrolują swojego pana. Wszyscy znamy i pewnie mamy już dość alarmów dotyczących ilości godzin spędzanych przez młodzież przed ekranem komputera itd itp. Ten cały hi-tech może być pokusą do odrzucenia Boga w imię rozrywek, a także do traktowania nauki i jej owoców nie jako narzędzia, ale jako cel sam w sobie. I w takim świecie musi sobie radzić katolik. Dziś jest to jeszcze trudniejsze, gdyż Kościół na Soborze Watykańskim II spróbował dostosować się do świata (widać wszystkim hierarchom wyleciał z pamięci fragment Ewangelii, mówiący że to diabeł jest jego panem) i mu to bynajmniej na zdrowie nie wyszło, a kryzys posoborowy potrwa pewnie jeszcze dobrych kilka dziesięcioleci. W imię "ducha Soboru" zaczęto wyrzucać z duchowości katolickiej ważne elementy np umartwienia, posty lub po prostu przestano o nich mówić, co doprowadziło do wyrwania ich z praxis Kościoła. Zgadzam się z każdym kto powie, że trzeba te wszystkie utracone elementy przywrócić. Ale dziś odkryłem także, że człowiekowi może potrzeba czegoś jeszcze, czegoś co by mu pomogło wyrwać się z tego więzienia nowoczesności: zatrzymania, zwolnienia, takiego o którym pisał Jan Paweł II w swoim Tryptyku Rzymskim*:
zatrzymaj się, to przemijanie ma sens
ma sens... ma sens... ma sens!

Gdy zwolnimy i spojrzymy na ten świat jako na dzieło Boga, to może inaczej spojrzymy też na siebie i na to, co  posiadamy. Dzisiaj ludzie nie mają czasu, aby zmienić punkt widzenia. Zamykają się w więzieniu niejednoznacznej jednoznaczności. Gdy popatrzymy na wszystko przez pryzmat Ewangelii, wówczas możemy zweryfikować swoje poglądy i odkrywać świat zupełnie nowy, zachwycać się każdym jego zakątkiem.
Jak ważna jest właśnie taka chwila wytchnienia możemy bardzo łatwo zauważyć. Brak wyciszenia i sacrum w Nowej Mszy jest jednym z powodów, dla których ludzie przestają  chodzić do kościoła. Bo z rzeczywistości pełnej zgiełku i szalonego tempa wchodzą do kościoła i tam otrzymują to samo.Natomiast we Mszy Świętej (w  KRR) bierze udział coraz większa liczba wiernych.


Święty ojcze Pio, módl się za nami!


*Poprzednika Benedykta XVI będę cytować bardzo bardzo rzadko (chyba, że będę pisać na jego temat), więc się nie przyzwyczajajcie.

niedziela, 4 lipca 2010

Wartość pieniądza

Za pieniądze możesz sobie kupić Dom
lecz nie ciepło rodzinne,

Możesz sobie kupić łóżko
ale nie sen.

Możesz sobie kupić zegarek
ale nie czas

Możesz kupić książkę
ale nie wiedzę.

Możesz sobie kupić pozycję
ale nie uważanie.

Możesz płacić lekarzowi ale
nie kupisz zdrowia

Możesz kupić sobie życie
ale nie duszę.

Możesz kupić sobie seks
ale nie miłość.

(Jest to chińska mądrość, która pochodzi z Norwegii, więc może lepiej przyjąć, że jest niewiadomego pochodzenia)

Podejrzewam, że wielu to zna, ale pewnie są tacy, którzy tego nigdy nie słyszeli. Ci którzy to znają, to sobie przypomną, a Ci, którzy pierwszy raz widzą to na oczy może skłonią się do refleksji po przeczytaniu tej złotej myśli.
Czy potrzeba komentarza?

sobota, 3 lipca 2010

Z serii: ważne cytaty.

Na jednym z blogów, na który trafiłem przez przypadek, znalazłem cytat bardzo ważny w dzisiejszych czasach:
Więc cóż ma uczynić chrześcijanin – katolik, jeśli jakaś cząsteczka Kościoła oderwie się od wspólności powszechnej wiary? Nic innego, jeno przełoży zdrowie całego ciała nad członek zakaźny i zepsuty. A jak ma postąpić, jeśliby jakaś nowa zaraza już nie cząstkę tylko, lecz cały nasz Kościół usiłowała zakazić? Wtedy całym sercem przylgnąć winien do starożytności: tej już chyba żadna nowość nie zdoła podstępnie podejść.
św. Wincenty z Lerynu, Ojciec Kościoła

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Ludzkie postrzeganie Praw Bożych.

Wiele osób mniej lub bardziej związanych z Kościołem często uważa, że jest to instytucja zakazów i nakazów. Co więcej, niektórzy posuwają się do stwierdzenia, że te prawa zostały ustanowione przez hierarchów po to, aby wierni ciągle czuli poczucie winy, bo uważają, że te reguły są niemożliwe do spełnienia. Oczywiście tu wchodzi także kwestia wiary w Kościół, ale zostawmy ten wątek na inny wpis. Jednakże czy naprawdę nauczenie Kościoła jest wymysłem grupki ludzi? Zobaczmy na najbardziej znany zbiór zasad moralnych - Dekalog. Został on dany Izraelitom przez Boga na górze Synaj. Jednakże samą treść przykazań poprzedziła deklaracja: "Jam jest Pan, Bóg Twój, który Cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli". Bóg nie daje swoich Praw, aby nas uciemiężyć. On wywiódł Izraelitów z niewoli ciała i dał im możliwość wyzwolenie także i ich dusz. Te Boskie zasady są dla nas ratunkiem, drogą, którą Pan nam dał, abyśmy byli prawdziwie ludźmi. Jeżeli Bóg mówi "nie masturbuj się", to nie dlatego, aby nam odebrać przyjemność, ale ostrzega nas, że ta czynność nie prowadzi do niczego dobrego. On nie znajduje żadnej radości, czy też satysfakcji w obserwowaniu zmagań swoich dzieci na ziemi. Daje nam Kościół, abyśmy wiedzieli co jest dobre, a co złe i Sakramenty, aby wytrwać w świętości. Do nas należy wybór, czy zaufamy, czy też będziemy szukać własnej drogi.

piątek, 18 czerwca 2010

Ważna książka.


Niewątpliwie ważna książka. Nie tylko ukazuje czemu ów papież nie powinien zostać beatyfikowanym, ale w ogóle sygnalizuje, że ktoś wpadł na tak chory pomysł. Ostatnio widziałem tę książkę w księgarni PWN. W katolickich może też jest dostępna, chociaż pewnie trudniej się do niej dogrzebać (co chyba nikogo nie dziwi).

"Doktrynalność" Vaticanum II

Sobory powszechne od dawna wzbudzały wiele emocji. Ludzie często buntowali się przeciwko ich rozporządzeniom i ustanowionym dogmatom. Jednakże ostatni sobór różnił się pod tym względem od innych. Chaos, który jest wynikiem jego postanowień i który trwa do dziś nie jest spowodowany samą niechęcią do zarządzeń, ale czymś więcej.

Sobór Watykański II miał być pierwszym w Kościele soborem pasterskim (vel pastoralnym), a nie dogmatycznym jak wszystkie poprzednie. Papież i Ojcowie Soboru nie chcieli, aby miał on przywilej nieomylności, który przysługuje wszystkim innym. Wyraził to zarówno Ojciec Święty Jan XXIII jak i Paweł VI:


Motu proprio Superno Deo:

Następnie w Naszej pierwszej Encyklice zaznaczyliśmy, że głównym celem Soboru Powszechnego będzie "przyczynić się do wzrostu Wiary Katolickiej i do zbawiennego odrodzenia obyczajów chrześcijańskiego ludu, oraz przystosować karność kościelną odpowiednio do potrzeb naszych czasów. Stanowić to będzie bez wątpienia wspaniały widok jedności i miłości, na który patrząc także ci, co są odłączeni od Stolicy Apostolskiej, znajda w nim - jak się spodziewamy - słodką zachętę do szukania i odnalezienia jedności, o którą Jezus Chrystus tak żarliwą modlitwę zanosił do Ojca niebieskiego" (Encykl. Ad Petri Cathedram, 29 VI 1959, AAS LI, str. 511).


Encyklika Ad Petri cathedram:

Wiedzeni tą słodką nadzieją oznajmiliśmy publicznie, że zamierzamy zwołać Sobór Powszechny, na którym zgromadzą się Biskupi całego świata dla omówienia ważnych spraw religijnych. Najważniejszym zadaniem Soboru będzie doprowadzenie do rozwoju katolickiej wiary, odnowy chrześcijańskich obyczajów i lepszego przystosowania karności kościelnej do współczesnych potrzeb. Przedstawiać to będzie wspaniały widok prawdy, jedności i miłości; widok, na który patrząc także ci, co są odłączeni od Stolicy Apostolskiej, doświadczają, jak się spodziewamy, delikatnej zachęty do szukania i odnalezienia jedności, którą Jezus Chrystus gorącymi wypraszał modłami u niebieskiego Ojca.


Audiencja Generalna 30 IX 1970:

Było to myślą przewodnią naszego Czcigodnego Poprzednika w chwili zwoływania Soboru: "...od odnowionego, pogodnego i spokojnego przyłączenia się do całej nauki Kościoła w jej pełni i precyzji, która również promieniuje z akt soborowych od Soboru Trydenckiego do Soboru Watykańskiego I, duch chrześcijański, katolicki i apostolski całego świata oczekuje skoku naprzód w kierunku pogłębienia doktrynalnego i formowania sumień w doskonalszym powiązaniu z wiernością autentycznej doktrynie, która powinna być jednak studiowana i przedstawiana w różnych formach badawczych i we właściwych nowoczesnej mentalności sformułowaniach literackich"(1). Dzięki temu Sobór przybrał przede wszystkim charakter nauczania duszpasterskiego.


Na dodatek jeszcze książka Franco Ardusso MAGISTERIUM KOŚCIOŁA Posługa Słowa:

Odrębny przypadek stanowi Sobór Watykański II, który wybrał nauczanie, ale nie definiowanie w technicznym znaczeniu tego słowa. Komisja teologiczna Soboru w dniu 6 maja 1964 roku ogłosiła deklarację, którą przytacza się we wszystkich wydaniach tekstów Soboru Watykańskiego II.

Brzmi ona następująco:

Uwzględniając obyczaj soborowy i pastoralny cel niniejszego Soboru, Sobór święty to tylko orzeka w sprawach wiary czy obyczajów jako obowiązujące dla Kościoła, co sam jako tekst wyraźnie określił.



Czemu brak przywileju nieomylności jest aż tak ważny? Dlatego, że bez niego każdy katolik ma prawo odrzucić nauczanie Soboru Watykańskiego II z wyjątkiem tych punktów, w których powtarza on nauczanie poprzednich soborów. Co więcej, ma obowiązek je odrzucić, gdy jest ono sprzeczne z jakimkolwiek orzeczeniem poprzednich soborów, które jest nieomylne.

Peperoncino pakistano!

Czyli chilli pakistańskie wg google translate. Bardzo ostre, bardzo dobre. Poszliśmy do lokalu La Cantina w Andrychowie i tam otrzymaliśmy do pizzy właśnie ten specjał. Nikt nie mógł zrozumieć jak potrafiłem nawalić tyle tego na pizzę i zjeść. Właściciel (chyba) lokalu przyniósł mi nawet do spróbowania papryczkę/owoc/jak zwał tak zwał peperoncino. Także było ok (nawet lepsze niż takie sproszkowane). Potem jeszcze kolega mnie namówił, abym wziął łyżeczkę rozkruszonego chilli. Uległem i przeżyłem. Ogólnie wrażenia pozytywne. To był jeden z moich lepszych dni. Może dodam tylko, że owe spotkanie było z okazji zakończenia sezonu tanecznego 2009/2010. Mam tylko nadzieję, że przez wakacje także będą treningi. No ale póki co wypadałoby iść spać, żeby nie wstać o 12. Pozdrawiam.

czwartek, 17 czerwca 2010

Schizma, sekta, herezja, czyli o FSSPX słów kilka.

Gdy przy kimkolwiek, kto jest zaangażowany w działalność Kościoła wspomni się lefebrystów (czyli członków Bractwa Świętego Piusa X)właśnie takie określenia możemy usłyszeć. Tak na marginesie: nasz Episkopat nazywa ich niepoprawnie schizmatykami. Oczywiście są także osoby, które się wstrzymują od takich stwierdzeń i chwała im za to. Jednakże kim był ów arcybiskup i czym jest Bractwo? Na te pytania chciałbym przynajmniej częściowo odpowiedzieć w tym wpisie.

Jak to się w ogóle zaczęło? W roku 1962 kiedy zwołano Sobór Watykański II. Oczywiście nie stworzono od razu Bractwa, ono powstało dopiero w 1970r. ale jego pomysłodawca abp Marceli Lefebvre od początku był zaniepokojony poczynaniami Soboru, w którym brał czynny udział. Jego przemyślenia można znaleźć w wielu książkach (m.in. Oskarżam Sobór! ; Oni Jego zdetronizowali). Po deformie liturgicznej z roku 1969 odpowiedź arcybiskupa była bardzo szybka. Już rok później bp François Charrière powołał do życia FSSPX. Bractwo z początku nie budziło tak wielkich kontrowersji, choć jego sprzeciw wobec nowinek posoborowych nie pozostał niezauważony. Bractwo jednak stało się sławne na cały świat z powodu konsekracji biskupich z 1988r. których udzielił hierarcha wraz z Antonim de Castro Mayerem. papież Jan Paweł II orzekł, że zarówno konsekratorzy jak i konsekrowani zaciągnęli na siebie ekskomunikę laetae sententiae (wiążąca mocą samego prawa - wrócę kiedyś do tej kwestii). Jednakże Arcybiskup przyznał, że działał w stanie wyższej konieczności, co według Kodeksu Prawa Kanonicznego jest wystarczające do niezaistnienia ekskomuniki. Pewnie miał rację, gdyż zmarł 3 lata później, a raczej nikt inny z hierarchów nie miałby na tyle odwagi, aby postawić tak wielki krok...

Warto wspomnieć o jego działalności misyjnej w Senegalu. Rozwinął bardzo struktury kościelne i był wspominany tam zawsze tylko pozytywnie. Na pogrzebie był obecny wysłannik arcybiskupa Dakaru (jako pierwszy sprawował ten urząd właśnie abp Lefebvre). Dlatego tym bardziej odrzucał dekrety soborowe głoszące możliwość zbawienia poza Kościołem, gdyż widział w tym pierwszy krok Kościoła na drodze ku porzuceniu misji danej Mu przez Boga.

Co zawdzięczamy FSSPX? To, że Msza w Klasycznym Rycie Rzymskim nie jest dostępna dla wiernych tylko na obrazkach, wiele publikacji przedstawiających katolicki punkt widzenia, a także to, że w ogóle Tradycja w Kościele jest obecna i ma coraz więcej do powiedzenia. Oczywiście można gdybać, czy bez FSSPX obecny papież i tak nie wydałby motu proprio Summorum Pontificium, ale według mnie i tak powinniśmy pamiętać o ich niezaprzeczalnej roli w przetrwaniu Tradycji.

Jest jeszcze jedna kwestia: czy czyn abp Lefebvre'a był schizmatycki i czy Bractwo nie ma właśnie takiego charakteru. Z całą mocą i stanowczością trzeba stwierdzić, że nie. Stolica Apostolska uznaje, że lefebvryści są w Kościele, tylko że mają tzw. "nieuregulowany status kanoniczny".

Pewnie kilka osób czytając moje wypociny zastanowiło się, czy może i ja jestem lefebvrystą. Nie, nie jestem, gdyż nie jestem księdzem. A mówiąc o sympatyku Bractwa per lefebvrysta jest niepoprawne, gdyż nie istnieje coś takiego jak lefebvryzm. Istnieje katolicyzm.