poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Ubi sunt?

W tym roku, uczęszczając na wykłady i ćwiczenia z historii literatury angielskiej, zapoznałem się z motywem literackim nazwanym ubi sunt - z łaciny gdzie są. Wyraża on prostą prawdę: wszystko zmienia się i przemija. Częstym, wręcz nieodłącznym elementem tego motywu jest nostalgia za tamtymi, "starymi, dobrymi czasami". Przykładem z nowoczesnej literatury może być Władca Pierścieni, gdzie J.R.R. Tolkien pisał:

Gdzież teraz jeździec i koń?
Gdzież róg, co graniem wiódł w pole?
Gdzież jest kolczuga i hełm
I włos rozwiany na czole?
O, gdzie jest harfa i dłoń,
Gdzie ogień złotoczerwony,
Gdzie jest czas wiosny i żniw,
Gdzie zboża dojrzałe i plony?
Wszystko minęło jak deszcz,
Jak w polu wiatr porywisty,
Na zachód odeszły dni
Za góry mroczne i mgliste...

Jednakże po co o tym piszę? Otóż, gdy kilka dni temu byłem z rodzicielką na zakończeniu odpustu Porcjunkuli w kęckim klasztorze franciszkanów także wpadłem w taki "ubisuntowy" nastrój. Było wiele osób, naprawdę wiele, jak na mały kościół, który nie jest nawet parafią. Wśród tych wszystkich ludzi czułem się wyjątkowy, jednakże nie z powodu moich poglądów, lecz wieku. Było sporo osób starszych, całkiem dużo w wieku ok 30-40 i kilka małych dzieci. Sed ubi sunt iuvenes? Lecz gdzie jest młodzież? Oczywiście, jako wyjaśnienie można powtarzać utarte do granic niemożliwości slogany o sekularyzacji społeczeństwa i wielu rozrywkach, które zajmują młodych, jednakże czy takie oszukiwanie siebie i innych ma sens? Czy nie lepiej przyznać że Kościół już nie jest "atrakcyjny" dla nastolatków? I nie jest to bynajmniej spowodowane tym, że w liturgii jest zbyt mało fajerwerków, jak uważa część duszpasterzy. Problem leży gdzie indziej.


Żyję na tym świecie już 20 lat i tyleż czasu jestem katolikiem. Dopiero około 4 lat znam Tradycję, a i tak czasem zdarza mi się z różnych powodów uczestniczyć w Nowej Mszy. Prawie na każdej niedzielnej Ofierze było wygłaszane kazanie. Po dodaniu także tych z rekolekcji wielkopostnych i jednych oazowych (kiedyś należałem do tego ruchu) wychodzi całkiem spora suma wysłuchanych przeze mnie homilii. Jednakże nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć cytatu z katechizmu trydenckiego, czy też katechizmu kard. Gasparriego. Ba, nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek ksiądz przytoczył chociażby malutki fragment z nowego Katechizmu Kościoła Katolickiego. Praktycznie zawsze słyszałem te same frazesy, w zależności od czytań przypisanych na dany dzień. Jak więc swoją wiarę ma rozwijać osoba, która nie poznaje na własną rękę swojej religii, która całą wiedzę o Bogu i Kościele wynosi z coniedzielnej Mszy? Odpowiedź jest prosta: nie może. W konsekwencji przychodzi obojętność, która prowadzi do ateizmu. Księża, aby jakoś przyciągnąć młodzież, która jest przecież nadzieją Kościoła, organizują Msze bitowe, rockowe, cyrkowe... Myślą że dobrze wypełniają swój obowiązek, jednakże jest zupełnie odwrotnie. Tego typu nabożeństwa utwierdzają w młodych zinfantylizowany obraz Jezusa Chrystusa, Jego Ofiary i Kościoła. To prowadzi do jeszcze większego spustoszenia, jeżeli spojrzymy na tę kwestię dalekowzrocznie. O wiele łatwiej jest przecież przekonać do jakiejkolwiek sprawy, niekoniecznie dotyczącej sfery religijnej, kogoś kto nie ma o niej zielonego pojęcia, niż osobę o błędnych poglądach na nią. Jednakże księża nie są świadomi możliwych rezultatów swoich działań. Dlatego też wymyślają coraz to nowe sposoby aby uatrakcyjnić Najświętszą Ofiarę i Tego, który ją składa Ojcu. Zamiast tego powinni jednak wziąć do ręki św. Tomasza z Akwinu i sami się uczyć, aby następnie móc prawdy wiary przekazywać wiernym, gdyż, jak mówi przysłowie, z pustego to i Salomon nie naleje, a „nowoczesna” formacja w seminariach jest oparta na bzdetach Rahnera czy Teilharda de Chardin i całej posoborowej nowomowie. Równolegle z solidną katechizacją powinna iść Msza w klasycznym rycie rzymskim, która przez dwadzieścia wieków przyciągała swoją głębią i pięknem ludzi w każdym wieku. Dopiero to sprawi, że kościoły wypełnią się młodzieżą i to młodzieżą wierzącą, która będzie przychodzić dla pogłębienia życia duchowego, a nie po to aby się pośmiać, „wyluzować.” Pewnie sporo osób pomyśli teraz: „Bzdura, ani św. Tomasz ani Msza trydencka nie poprawią sytuacji!” Jeśli tak, to warto przejść się w niedzielę do najbliższego kościoła, gdzie odprawia się Mszę „trydencką” i do innego w którym odprawia się Nową Mszę i porównać sobie ilość osób w wieku do 30 lat (oczywiście „na oko” – różnica i tak będzie świetnie widoczna). Ja wierzę, że podane przeze mnie środki są odpowiednie aby „odmłodzić” Kościół i jak na razie średnia wieku osób uczęszczających na Mszę w klasycznym rycie rzymskim wspiera mój pogląd.

1 komentarz:

  1. Brawo słuszne spostrzeżenia :ubi sunt ? no ale skoro hitem duszpasterstwa jest kapłańskie hobby typu: bokserski klub , fregaty ,kajaki a nie Chrystus , Kościół ,liturgia no to to pierwsze ma się lepiej niż obecność młodych w Kościele. Pozdrawiam XC.

    OdpowiedzUsuń