Pierwszym aspektem tego stwierdzenia, który niezwykle działa mi na nerwy, jest postawienie współżycia na pierwszym miejscu. Oczywiście, jest ono bardzo ważne, jednakże w miłości nie chodzi o orgazm. Zresztą jeżeli seks decyduje o „być albo nie być” małżeństwa, to czy można mówić o miłości między dwoma osobami? Raczej o zaspokojeniu żądz. Wtedy nie powinno się w ogóle myśleć o ślubie kościelnym gdyż zamiast wywyższenia i uświęcenia ludzkiej relacji przez Sakrament, ów Sakrament zostaje zinstrumentalizowany, potraktowany jako ładne tło.
Po drugie, nigdy nie rozumiałem całej tej afery wokół dopasowywania się w łóżku. Co niby ma zostać dopasowane? Umiejętności partnera do oczekiwań partnerki? Dziś, gdy świat wpadł w nurt seksualizmu – postawienia współżycia w centrum, pojawiło się tyle produktów mających polepszyć wszelkie parametry, że dopasowywanie chyba nie jest potrzebne. Oczywiście może jest jakiś niezwykle ważny powód żeby tak robić, jednakże ja go nie znam. Może to dlatego że jestem zupełnie "nienowoczesny".
I cóż mi pozostało? Jedynie mieć nadzieję, że kiedyś ludzie tacy jak ja, którzy chcą poczekać ze współżyciem do ślubu z ukochaną kobietą, którzy nie chcą "dopasowywać się" tylko po prostu obdarowywać się miłością w najpiękniejszy sposób, nie będą uważani za nienormalnych. Oznacza to ni mniej ni więcej, że takie poglądy musiałaby mieć większość osób, gdyż normalność w dzisiejszym świecie jest konstytuowana wyłącznie przez większość. Ja mimo wszystko wierzę że kiedyś nadejdą takie czasy i zamierzam nadal trwać w swoich poglądach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz