Dziś gdy wszyscy świętują, ja cierpię. Mam tego dość. Tej samotności, tej nudy i patrzenia lub słuchania jak inni się świetnie bawią. Rzygać mi się chcę tym wszystkim. Wróciłem z Polski B do mojej (cenzura) wsi, gdzie znam de facto 1 osobę. A teraz za kilka dni muszę wrócić na moją "kochaną" uczelnię, której mam dość już po tych 3 miesiącach. No i oczywiście zbliża się czas zaliczeń, a ja wszystko zacząłem, ale jeszcze niczego nie skończyłem. Gdy myślę o kilku równie "kochanych" ćwiczeniowcach to aż żałuję, że czas tortur się skończył. Warto wspomnieć jeszcze o kolejnym Big Teście 15 stycznia... I jak to wszystko ogarnąć?
Niestety tracę nadzieję na normalne życie.
De profundis clamo...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świat szaleje na widok kolorowych światełek na Niebie, ale kiedy przyjdzie sądny dzień, każdy z trwogą będzie wstydzić się swoich czynów...
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się niczym Marku. Ja wiem, że doskonale sobie poradzisz na uczelni. Udowodniłeś to już niejednokrotnie.