Dlaczego o tym piszę? I dlaczego jestem tak bardzo sceptyczny do tej hermeneutycznociągnącej idei, której owocem jest motu proprio Summorum Pontificum, która w końcu umożliwiła jakąkolwiek dyskusję nad błędami Soboru i samym Soborem? Odpowiedź daje abp Lefebvre (komentarz mój):
Niektórzy zaprzyjaźnieni z Arcybiskupem teologowie, jak ojciec Joseph de Sainte Marie, usiłowali jednak dokonać "rozróżnienia pomiędzy Soborem, a jego błędną interpretacją" (brzmi znajomo, nieprawdaż?). W ślad za kanonistą, księdzem Compostą, arcybiskup Lefebvre wskazywał, że sprawa ma się dokładnie na odwrót: wszystkie posoborowe reformy, dotyczące liturgii, sakramentów, seminariów, zgromadzeń zakonnych itd., zostały przeprowadzone w imię Soboru, a nie wbrew niemu. "To Ci sami ludzie opracowywali dokumenty Soboru i wprowadzili je w życie. Oni bardzo dobrze wiedzieli, co przygotowali na Soborze. Tak więc, posoborowe reformy stanowią autentyczną wykładnię Soboru. A skoro słusznie twierdzimy,że wywołały one poważny kryzys w Kościele, to możemy również powiedzieć, że źródło zniszczenia Kościoła kryje się nie tylko w posoborowych reformach, ale tkwi w samym Soborze".[1]Jednakże czy powinniśmy z miejsca skazać hermeneutykę ciągłości na banicję? Uważam, że mimo wszystko jest to szansa dla Kościoła. Rozpoczęła się wielka dyskusja nad Soborem, przez co coraz więcej osób poznaje tradycyjny punkt widzenia i samą Tradycję. A skoro zwiększa się liczba katolików zwanych "tradycjonalistami" wzrasta liczba odprawianych Mszy przez co sama Msza (oczywiście mówię o tej tzw. "trydenckiej" staje się coraz bardziej "popularna" i swym pięknem przyciąga kolejne osoby.
Podsumowując, hermeneutyka ciągłości jako ostateczny środek w walce z kryzysem nie ma racji bytu. Jest ona raczej kolejnym etapem na długiej drodze, której celem jest postawienie znaku równości między aktualnym nauczaniem Kościoła, a wymogami Jego Tradycji bez żadnego przekłamania, całkowicie zgodnie z prawdą. Póki co nawet sama hermeneutyka ciągłości jest zagłuszana przez modernistów o tendencjach zrywających. W połączeniu z nadciągającą powtórką Asyżu '86 może się okazać, że w dogmatycznej drodze "z Rzymu do Econe" jesteśmy dopiero na wysokości Civitavecchia. Warto na koniec wspomnieć, że skuteczność idei Benedykta XVI zależy w ogromnej mierze od Niego, od Jego słów, a przede wszystkim działań. Módlmy się więc, aby spotkanie w Asyżu się nie odbyło i aby szlachetnej, wielowiekowej Mszy doglądanej i pielęgnowanej przez Wikariuszów Chrystusa w końcu przywrócono należne miejsce w Rzymie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz