czwartek, 31 marca 2011
Nieszczęście w szczęściu.
Ot wszedłem ni z tego ni z owego na stronę Instytutu Summorum Pontificum. Patrzę, a tam część wywiadu udzielonego przez x. Mariniego dla tygodnika Niedziela. Zaskoczony wszedłem na stronę pisma, aby potwierdzić tę wiadomość. W końcu mówienie o tym, że ceremonie papieskie są wzorcowe dla całego Kościoła jest dla modernistów bardzo niewygodne. Faktycznie, wywiad jest zamieszczony w 14. tegorocznym numerze Niedzieli. Jednakże zwróciłem uwagę na coś jeszcze. W spisie treści ów artykuł był jak jeden rodzynek w morzu bakalii. Prawie cała ramówka została poświęcona beatyfikacji (nie muszę chyba pisać kogo). Jak się okazało nie jest to pierwszy taki numer. Zauważyłem że mniej więcej już od 3 tygodni tak jest. Dla zachowania higieny układu nerwowego nie wnikałem bardziej w artykuły aczkolwiek już niektóre tytuły wywoływały we mnie obrzydzenie w związku z przesadyzmem i deifikacją Sługi Bożego, które towarzyszą tej beatyfikacji od samego początku. Wiadomo, po gazecie "mainstreamowej" nie można się wiele spodziewać, jednakże ilość Jana Pawła II w niej uważam za zbyt wysoką nawet jak na modernistyczne standardy.
poniedziałek, 28 marca 2011
O hermeneutyce ciągłości słów kilka.
Pojęcie hermeneutyki ciągłości jako sposób odczytywania dokumentów Soboru Watykańskiego w zgodzie z Tradycją stworzył Joseph kard. Ratzinger. Przeciwieństwem do niej jest hermeneutyka zerwania, wedle której owe dokumenty są odczytywane bez odniesienia do obiektywnego probierza, którym jest Tradycja Kościoła. Ta koncepcja miała wyjaśnić przyczyny kryzysu w Owczarni Chrystusowej i jednocześnie wskazać lek. Możemy więc zauważyć pewną poprawę w stosunku do stanu poprzedniego: od stanowiska "wszystko co dzieje się w Kościele jest dobre, gdyż jest inspirowane i kierowane przez Ducha Świętego, który był szczególnie obecny podczas obrad Soboru Watykańskiego II" przechodzimy do stanowiska: "mamy kryzys w Kościele, który został spowodowany przez złą interpretację dokumentów Soboru Watykańskiego II, który był szczególnym znakiem działania Ducha Świętego; gdy dokonamy właściwej interpretacji kryzys się skończy i będzie Wiosna na całego". Jednakże od poprawy do uzdrowienia często prowadzi długa droga.
Podsumowując, hermeneutyka ciągłości jako ostateczny środek w walce z kryzysem nie ma racji bytu. Jest ona raczej kolejnym etapem na długiej drodze, której celem jest postawienie znaku równości między aktualnym nauczaniem Kościoła, a wymogami Jego Tradycji bez żadnego przekłamania, całkowicie zgodnie z prawdą. Póki co nawet sama hermeneutyka ciągłości jest zagłuszana przez modernistów o tendencjach zrywających. W połączeniu z nadciągającą powtórką Asyżu '86 może się okazać, że w dogmatycznej drodze "z Rzymu do Econe" jesteśmy dopiero na wysokości Civitavecchia. Warto na koniec wspomnieć, że skuteczność idei Benedykta XVI zależy w ogromnej mierze od Niego, od Jego słów, a przede wszystkim działań. Módlmy się więc, aby spotkanie w Asyżu się nie odbyło i aby szlachetnej, wielowiekowej Mszy doglądanej i pielęgnowanej przez Wikariuszów Chrystusa w końcu przywrócono należne miejsce w Rzymie.
Dlaczego o tym piszę? I dlaczego jestem tak bardzo sceptyczny do tej hermeneutycznociągnącej idei, której owocem jest motu proprio Summorum Pontificum, która w końcu umożliwiła jakąkolwiek dyskusję nad błędami Soboru i samym Soborem? Odpowiedź daje abp Lefebvre (komentarz mój):
Niektórzy zaprzyjaźnieni z Arcybiskupem teologowie, jak ojciec Joseph de Sainte Marie, usiłowali jednak dokonać "rozróżnienia pomiędzy Soborem, a jego błędną interpretacją" (brzmi znajomo, nieprawdaż?). W ślad za kanonistą, księdzem Compostą, arcybiskup Lefebvre wskazywał, że sprawa ma się dokładnie na odwrót: wszystkie posoborowe reformy, dotyczące liturgii, sakramentów, seminariów, zgromadzeń zakonnych itd., zostały przeprowadzone w imię Soboru, a nie wbrew niemu. "To Ci sami ludzie opracowywali dokumenty Soboru i wprowadzili je w życie. Oni bardzo dobrze wiedzieli, co przygotowali na Soborze. Tak więc, posoborowe reformy stanowią autentyczną wykładnię Soboru. A skoro słusznie twierdzimy,że wywołały one poważny kryzys w Kościele, to możemy również powiedzieć, że źródło zniszczenia Kościoła kryje się nie tylko w posoborowych reformach, ale tkwi w samym Soborze".[1]Jednakże czy powinniśmy z miejsca skazać hermeneutykę ciągłości na banicję? Uważam, że mimo wszystko jest to szansa dla Kościoła. Rozpoczęła się wielka dyskusja nad Soborem, przez co coraz więcej osób poznaje tradycyjny punkt widzenia i samą Tradycję. A skoro zwiększa się liczba katolików zwanych "tradycjonalistami" wzrasta liczba odprawianych Mszy przez co sama Msza (oczywiście mówię o tej tzw. "trydenckiej" staje się coraz bardziej "popularna" i swym pięknem przyciąga kolejne osoby.
Podsumowując, hermeneutyka ciągłości jako ostateczny środek w walce z kryzysem nie ma racji bytu. Jest ona raczej kolejnym etapem na długiej drodze, której celem jest postawienie znaku równości między aktualnym nauczaniem Kościoła, a wymogami Jego Tradycji bez żadnego przekłamania, całkowicie zgodnie z prawdą. Póki co nawet sama hermeneutyka ciągłości jest zagłuszana przez modernistów o tendencjach zrywających. W połączeniu z nadciągającą powtórką Asyżu '86 może się okazać, że w dogmatycznej drodze "z Rzymu do Econe" jesteśmy dopiero na wysokości Civitavecchia. Warto na koniec wspomnieć, że skuteczność idei Benedykta XVI zależy w ogromnej mierze od Niego, od Jego słów, a przede wszystkim działań. Módlmy się więc, aby spotkanie w Asyżu się nie odbyło i aby szlachetnej, wielowiekowej Mszy doglądanej i pielęgnowanej przez Wikariuszów Chrystusa w końcu przywrócono należne miejsce w Rzymie.
piątek, 25 marca 2011
Bagno współczesności.
Jestem młodym człowiekiem, zdającym sobie sprawę z własnej głupoty i braku doświadczenia. Znam też swoje wady. Doskonale wiem, że nie jestem zbytnio przystojny. I jestem przerażony. Ludzie w zatrważającym tempie przechodzą destruktywną metamorfozę. Coraz większa rzesza osób traci zdolności komunikowania się za pomocą organów mowy. To powoduje iż taka osoba nie tylko jest socjopatyczna, ale także egoistyczna. Dlaczego? Weźmy coś, co zna większość osób: Facebook. Każdy użytkownik ma swoją tablicę - pole w którym pisze O SOBIE. Oczywiście można komentować wpisy innych osób i samemu być komentowanym, ale najważniejsze jest to, że tworzymy SWÓJ profil, SWOJĄ malutką, wirtualną rzeczywistość. Nikt przecież nie patrzy, wchodząc na ów portal, na to kto co napisał swoim znajomym. Najważniejsze jest to, czy ktoś skomentował MOJE zdjęcie/wpis lub mój komentarz do wpisów innych osób.
Męczy mnie to bardzo. Znów czuję, że duszę się w tej rzeczywistości, tak jak w Kętach przed studiami. Jednakże teraz nie ma ucieczki. Nieważne do jakiego miasta pojadę, wszędzie to samo. Mógłbym wręcz powiedzieć, że nie muszę chodzić do Spowiedzi, gdyż większej pokuty niż życie w dzisiejszych czasach ksiądz mi nie może zadać. A ja nie mogę narodzić się kiedy indziej, mimo iż dałbym wiele, żeby było to możliwe. Wolałbym nawet urodzić się przed Pierwszą Wojną Światową, a potem zostać brutalnie zamordowany przez hitlerowców/sowietów/bandę Bandery. Dlaczego? Bo przeżyłbym coś w życiu, poznał wartościowych ludzi. Możecie powiedzieć, że jestem młody i nadal mam taką szansę. Jednak z każdym dniem jest coraz gorzej, zamiast coraz lepiej.
Quo vadis, Humanitas?
Męczy mnie to bardzo. Znów czuję, że duszę się w tej rzeczywistości, tak jak w Kętach przed studiami. Jednakże teraz nie ma ucieczki. Nieważne do jakiego miasta pojadę, wszędzie to samo. Mógłbym wręcz powiedzieć, że nie muszę chodzić do Spowiedzi, gdyż większej pokuty niż życie w dzisiejszych czasach ksiądz mi nie może zadać. A ja nie mogę narodzić się kiedy indziej, mimo iż dałbym wiele, żeby było to możliwe. Wolałbym nawet urodzić się przed Pierwszą Wojną Światową, a potem zostać brutalnie zamordowany przez hitlerowców/sowietów/bandę Bandery. Dlaczego? Bo przeżyłbym coś w życiu, poznał wartościowych ludzi. Możecie powiedzieć, że jestem młody i nadal mam taką szansę. Jednak z każdym dniem jest coraz gorzej, zamiast coraz lepiej.
Quo vadis, Humanitas?
środa, 16 marca 2011
Smutna rocznica.
Dzisiaj mija 150 lat od powstania zjednoczonych Włoch. Dlaczego smutna? Gdyż konsekwencje Il Risorgimento są widoczne po dziś dzień. Przede wszystkim upadek Państwa Kościelnego w 1870r. co doprowadziło papieża Piusa IX do ogłoszenia się "więźniem Watykanu" i patowej, dziwnej sytuacji aż do podpisania Traktatów Laterańskich w 1929r. To natomiast doprowadziło do laicyzacji Rzymu. Zjednoczenie Italii było podniosłym wydarzeniem w nowożytnej historii Europy, jednakże szkoda, że dokonało się poprzez zamach na Wiarę katolicką.
Wszyscy święci Monarchowie, módlcie się za nami!
Wszyscy święci Monarchowie, módlcie się za nami!
niedziela, 13 marca 2011
"Mortalium animos" Piusa XI
Owa encyklika jest niezwykle ważna dla dzisiejszego Kościoła. Możnaby ją nazwać wręcz encykliką prorocką, gdyż wiele rzeczy przed którymi przestrzegał Papież i których zabraniał w dzisiejszym Kościele mają się bardzo dobrze. Oto przykład:
Coś całkiem podobnego pragną pewne koła wytworzyć w zakresie porządku, ustanowionego przez Chrystusa Pana Nowym Testamentem. Wychodząc z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkie różnice zapatrywań religijnych nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie niektórych zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego, w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. (czyż możnaby lepiej określić spotkanie w Asyżu?) Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. (to samo zapatrywanie zostało w prawie identyczny sposób wyrażone podczas Soboru Watykańskiego II: Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi. (deklaracja Nostra Aetate pkt 2)). Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii, przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.
Zachęcam do lektury całej encykliki! Nie zamieszczam jej tu całej, gdyż jest ona długa, a nikt nie lubi czytać bardzo długich postów.
Można ją znaleźć m.in. tu
Uprzedzam pytania - nie jestem sedevacantystą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)