Jednym z podstawowych zarzutów rzucanych przeciwko Mszy w Klasycznym Rycie Rzymskim jest to, że łaciny nikt nie rozumie, więc Msza nie jest "owocna". Pragnę pominąć argumenta , że dzisiejsi wierni z Mszy po polskiemu odprawianej także niewiele wynoszą oraz, że są dwujęzyczne mszaliki. Dziś chciałbym obalić ów zarzut na podstawie moich rzymskich wrażeń, które powróciły do mnie przed chwilą we wspomnieniach.
Rzym, mimo tego iż stopniowo, ale nieustannie traci swój sakralny charakter, jest miastem kościołów. Znana wszystkim wikipedia podaje,że jest ich około 900. Nie będę bronić tej liczby za wszelką cenę, gdyż wszyscy znamy rzetelność tej internetowej encyklopedii. Jednak bez wątpienia jest ich dużo. Są zarówno małe, mieszczące niekiedy niecałe 100 osób (jak choćby polski kościół Quo vadis Domine na Via Appia Antica, o którym pisałem już wcześniej), jak i ogromne kościoły, które mimo, że są parafialne, są większe od polskich katedr (przykładem może być San Ambrogio e Carlo al Corso). Każdy z nich jest wyjątkowy. Czy może być większy zaszczyt niż wysłuchanie Mszy w katedrze papieskiej lub w kościele Il Gesu? Jednakże dla zwykłego wiernego, który nie ma zapału lingwistycznego, a chce poznać katolicki Rzym pozostaje jedna przeszkoda - język.
Jest rok 2011. Odsetek osób podróżujących za granicę bardzo się zwiększył. Teraz prawie każdy wyjeżdża z Polski, chociaż z różnych powodów: jedni, z braku perspektyw, inni aby poznawać świat, jeszcze inni przeprowadzają badania. Tak czy siak faktem jest, że człowiek stał się faktycznie homo viator. Pośród tych ludzi są także katolicy, którzy swój niedzielny obowiązek muszą spełnić w obcym kraju. Kiedyś nie było z tym problemów, bo wszędzie nabożeństwa sprawowane były podobnie (różnice mogły wynikać z lokalnych tradycji zaaprobowanych przez Stolicę Świętą), lecz dzisiaj... Różnice tkwią zarówno w języku jak i tym "ile jest NOMu w NOMie", co uzależnione jest od fantazji księdza. Dla mnie nabożeństwa w języku włoskim, czy angielskim byłyby zrozumiałe, ale np po francusku - nie ma mowy. I podejrzewam, że każdy turysta-katolik z takim problemem po prostu siedzi na Mszy jak na tureckim kazaniu i czeka na moment przyjęcia Komunii Świętej (Nowa Msza nie uczy samodzielnej modlitwy, wręcz ją utrudnia). Czy to jest zgodne z owym "rozumieniem Mszy", o którym tak głośno krzyczą posoborowi pieniacze, którym przeszkadza powrót sacrum i chcą za wszelką cenę opóźnić go tak bardzo jak to tylko możliwe?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz